niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 6

Skrzydla
Ten rozdział dedykuje Mademoiselle która czyta mimo, że nie rozumie co się dzieje oraz, że pomaga mi gdy nie mam weny. Dziękuję.



Miękka pościel, wtuliłam się w nią jeszcze bardziej. Pościel !! Przecież jeszcze niedawno byłam w lesie. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Znajduję się w pokoju hotelowym. Od razu popatrzyłam w prawą stronę. Znajdowały się tam drzwi, zrobione z jasnego drewna. Były lekko uchylone, wydobywała się zza nich para. Słyszałam lejącą się wodę. Łazienka. Po lewej znajdowały się takie same, najprawdopodobniej prowadzące na korytarz. Obok łóżka stała mała szafeczka, a na niej lampka nocna w kolorze granatowym. Nad łóżkiem znajdowało się duże okno oraz takiego samego koloru zasłonki. Wydawało się, że cały pokój jest w niebieskawych odcieniach. Obok drzwi do łazienki było powieszone duże lustro. Nawet nie spojrzałam w tamtą stronę, wolałam nie wiedzieć jak wyglądałam. Powoli stanęłam na łóżku i odsunęłam zasłony. Do pokoju wlały się ciepłe promienie słońca. Zeszłam z łóżka i zobaczyłam, że obok niego leży mój plecak. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie mam zielonego pojęcia, co się w nim znajduje. Usiadłam na łóżku i wzięłam plecak w ręce. Zajrzałam do środka. Znajdowały się tam te same rzeczy, które zabrałam na spotkanie z Sally. Kiedy sobie o niej przypomniałam w kącikach moich oczu pojawiły się łzy. Ona nie żyje, już nigdy jej nie zobaczę. Zamrugałam kilka razy powiekami, co spowodowało, że łzy spadły na podłogę. Oprócz tamtych rzeczy w plecaku znalazłam opakowanie na biżuterię. Nagle sobie o czymś przypomniałam. Sięgnęłam w stronę uszu i zdjęłam różyczki i małe perełki. Delikatnie włożyłam je do opakowania. Popatrzyłam i znalazłam tam też mój sweter, białe i czarne spodnie, kilka koszulek oraz bransoletkę, którą dostałam od mamy na moje 14 urodziny. Na czarnym rzemyku znajdowała się srebra, okrągła ramka, a w niej niebieski kamyczek.
- Pomyślałem, że chciałabyś mieć ją przy sobie. Była jedną z niewielu rzeczy, które się nie spaliły. – wzdrygnęłam się i odruchowo wstałam. Spojrzałam w stronę osoby, która do mnie mówił. Włosy Jace były zmierzwione, musiał niedawno je umyć. Na sobie miał tylko bokserki. Po jego klatce piersiowej spływały krople wody.
- Dziękuje – popatrzyłam na niego jeszcze raz i nie mogłam powstrzymać się od komentarza – zawsze świecisz klatą przed nowo poznanymi dziewczynami? – mówiąc to delikatnie uśmiechnęłam się.
- Ja przynajmniej mam co pokazywać. – zbiło mnie to z nóg. Zastanawiałam się czy ten komentarz był do mnie, czy do innych chłopaków. Jace podszedł do szafy, której wcześniej nie zauważyłam i wyjął z niej swoje czarne spodnie. Nasuną je na siebie. Nagle pomyślałam że przydałoby się go przeprosić.
- Przepraszam – wydukałam.
- Słucham? – stał odwrócony do mnie tyłem, ale wiedziałam, że się uśmiecha.
- Przepraszam – powiedziałam głośniej. Teraz nie mógł mnie nie usłyszeć. Niestety dobrze wiedział jak mnie zdenerwować
- Za co? – powiedział.
- Za to, że jak głupia wybiegłam z samochodu i pobiegłam do lasu. Zadowolony?
- To nie była twoja wina. – nie spodziewałam się, że to powie. Chciałam się odezwać, ale on był szybszy. Stanął naprzeciwko mnie i pociągnął mnie w stronę lustra. Zrobił to w niecałą minutę.
- Wiem że wyglądam strasznie ale… - urwałam w połowie zdania, ponieważ zobaczyłam swoje odbicie. Moje włosy nadal były rude, ale wydawało się, że są pokryte jaśniutką mgłą. Zobaczyłam, że mam coś we włosach. Okazało się, że jest to złoty pyłek. Moja dusza. Kiedy próbowałam jej dotknąć, ona ociekała spod moich palców. Skóra miała szarawy odcień, ale nadal była bardzo blada. Usta nabrały koloru, a uszy wydały mi się lekko szpiczaste. Moje oczy zawsze przyciągały wzrok, ponieważ nie pasowały do odcieniu moich włosów, ale teraz … trudno opisać. Świeciły delikatnym blaskiem, a pod nimi miałam malutkie wgłębienia. Wydawało się, że w nich ukryte są diamenty, ponieważ różnymi kolorami odbijały słońce.
- Jestem … - co miałam powiedzieć. Jace mnie uprzedził.
- Piękna – nie powiedział tego ze znakiem zapytania, lecz z ogromną pewnością prawdziwości tego słowa. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że ręce Jace spoczywają na mojej tali. Zarumieniłam się, ale nie na czerwono tylko szaro. 
- Co się ze mną stało? – Nie chciałam się ruszać, aby Jace nie zabrał rąk z mojej tali. Przy okazji popatrzyłam na resztę mojego ciała. Dalej byłam wysoka i szczupła, ale moje ręce się zmieniły. Palce wydały się dłuższe. Spod szarawej skóry mocno widoczne były niebieskie żyły.
- Tak wygląda prawdziwa nieśmiertelna. - chciałam wtrącić, że moja mama tak nie wyglądała, ale on znowu mnie uprzedził – twoja matka rzucała na was zaklęcie, które ukrywało wasz prawdziwy wygląd. Dziwię się, że ukrywała coś tak wspaniałego. Wczoraj poczułaś ogromny przypływ mocy. Przyznaj nigdy czegoś takiego nie czułaś. Twoja moc pochodzi z natury i właśnie tam się odezwała. – Jace powoli odsunął się ode mnie i odwrócił tyłem. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na dwie, duże rany na jego plecach. Znajdowały się w okolicach łopatek. Przypomniałam sobie obraz mojego anioła oraz jego wielkie skrzydła. Szare, pokryte złotą mgłą, zakończone ostrym pazurem. Niemożliwe. Podeszłam powoli do Jace i dotknęłam jego blizn. Poczułam pod nimi coś ostrego. Wystarczył by lekki ruch tego, a skóra od razu by została przecięta.
- To stąd wzięła się krew. – stwierdziłam – twoje skrzydła są ukryte pod skórą. Kiedy chcesz je rozłożyć one … one przecinaj ci skórę. – odwrócił się przez co moja ręka zsunęła się z jego ran. Zamknął oczy. Nagle usłyszałam odgłos przypominający rwanie kartki, a potem zobaczyłam duże szare skrzydła. Wydawało mi się, że widzę je wyraźniej niż ostatnio. To przez czar, przestawał działać, a ten odgłos to nie  kartka została rozerwana  to skóra. Moje zmysły się wyostrzyły. Wyciągnęłam rękę, anioł podszedł do mnie i odwrócił się. Na ostrym pazurze byłą krew. Dziwne było to, że był idealnie biały, jak kość. Wzdrygnęłam się. Delikatnie dotknęłam piór, wydawały się najmiększą rzeczą jaką kiedykolwiek miałam w rękach. Dusza uciekała od moich palców tak samo jak moja na włosach. Popatrzyłam na to skąd wyrastają skrzydła. Skóra w tym miejscu była paskudnie poszarpana. Mimo to, że wyglądała strasznie dotknęłam jej. Jace syknął z bólu. Dotknęłam też krwi, która powoli spływała po jego plecach. Jego wydawała się jaśniejsza i pod pewnym kontem lśniła delikatnie. Nagle skrzydła złożyły się bardzo szybko. Nawet nie zauważyłam kiedy to zrobiły. Widziałam tylko poszarpaną ranę oraz kolce lekko wystające z niej.

- Idź, weź prysznic ja zaraz wrócę. Potem jeszcze pogadamy. - Usłyszałam delikatny głos i poczułam jego usta na moich.

2 komentarze:

  1. Wreszcie coś rozumiem :] Nie znalazłam błędów, podoba mi się. Pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział. Nie wiem co mogę jeszcze napisać. Weny i powodzenia w pisaniu xd

    OdpowiedzUsuń