środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 15

Szpital
No cóż znowu długo nie wstawiałam. Niestety nawet w wakacje nie mam na nic czasu :( Przepraszam jeszcze raz i dziękuje, że czekałyście :)))

Odzyskałam świadomość. Ze strachem rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się obecnie znajdowałam. Białe ściany, lekko przybrudzone i niesamowicie szorstkie, biały sufit i zniszczona podłoga. Przede mną i za mną ciągnął się długi korytarz  z wieloma drzwiami. Z trudem wstałam podpierając się o ścianę. Czułam pieczenie na łokciach, były całe obdrapane. Czułam, że jestem cała posiniaczona. Mój oddech był niesamowicie ciężki. Nie mogłam nic z tym zrobić. Ledwo co oddychałam. Czułam jak coś drapie mnie w gardle. Moje ubrania były całe brudne, a biały sweter w strzępach. Nie pozwoliłam sobie na płacz, za ostatnią rzeczą, która pokazała, że ojciec mnie rozumie. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie zgrzyt, drzwi na korytarzu jeszcze niedawno były zamknięte, a teraz jedne z nich stały otworem. Zaczęłam iść w ich stronę. Moje serce przyśpieszyło, co jakiś czas wstrzymywałam powietrze, ale było to niesamowicie trudne bo ledwo co szłam. Złapałam się za drzwi zrobione z wiśniowego drewna i przeszłam przez próg. Nagle zaczęło mi się kręcić w głowie, góra była na dole a dół na górze. Obraz znikł i chwile potem się pojawił, klęczałam na podłodze ciężko dysząc. Byłam cała zlana potem nie mogłam oddychać, dusiłam się. Coś stanęło mi w gardle, zaczęłam kaszleć. Odebrał mi on wzrok, chwile potem patrzyłam na moją rękę zakrwawioną. Kaszlałam krwią. Z przerażenia wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Nie wiem jak wyglądało pamiętam tylko wielki biały stół. Kiedy przekroczyłam próg, przede mną stanęła dziewczynka, wyciągnęła do mnie swoje rączki. Patrzyłam na nią ze smutkiem, ale nagle ona zaczęła gnić. Jej skóra marszczyła się i rozkładała. Towarzyszył temu okropny smród, przez który zakręciło mi się w głowie. Cofnęłam się kilka kroków. Zamknęłam oczy powtarzając sobie, że to niemożliwe ,muszę mieć zwidy. Zacisnęłam ręce na framudze drzwi i osunęłam się do przysiadu. Cała się trzęsłam, nie mogła się opanować. W głowie miałam kompletną pustkę. Nie umiem określić czy się bałam, byłam zła, czy po prostu zdziwiona. Przed oczami miałam cały czas tą biedną dziewczynkę.
- Katcherin – nie zostawcie mnie. Krzyczałam w głowie, ale po chwili moje imię rozbrzmiało jeszcze raz. W oczach stanęły mi łzy, a moje ciało znowu zadrżało. Znowu moje imię. Ja znam ten głos. Podniosłam oczy i posłuchałam z której strony dobiega jego glos. Kiedy jeszcze raz wykrzyczał moje imię, pewna tego, że przy nim będę bezpieczna wstałam i próbowałam poruszać się jak najszybciej, mimo zawrotów głowy. Niestety okropny kaszel wrócił, a razem z nim coś zaczęło mi miażdżyć czaszkę. Zaczęłam krzyczeć. Naglę moją głowę przejęły, nie moje myśli. Czułam tylko złość, ale na pewno nie moją. Biegłam dalej w stronę Jace’a, ale z nie dobrymi intencjami. Walczyłam z tym czymś co weszło do mojej głowy, ale byłam słaba. Musiałam się skupić na czymś, ale obrazy znikały i znowu się pojawiały, nie wiedziałam gdzie jestem, co robie byłam zdezorientowana. Udało mi się to coś wypędzić kiedy zobaczyłem Jace’a. Patrzył na mnie z taką troską. Na chwile mnie to rozproszyło, ale to coś w mojej głowie kazało mi go zaatakować. Widziałam jego minę, byłam wściekła nie mogłam go zranić. Wreszcie znalazłam szczelinę, małą lukę, uchylone drzwi zaczęłam je pchać. Kiedy wszystko wróciło leżałam na zimnej podłodze, a obok mnie Jace. Mimo, że moje ciało kazało mi nie wstawać podniosłam się i przeczołgałam do niego. Chłopak otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie. Moje serce zabiło szybciej byłam taka szczęśliwa, że go widzę ten jego uśmiech. Niestety nasze szczęście na trwało długo. Poczułam mdłości, wszechogarniający bul. Kiedy znowu widziałam, Jace siedział na mnie okrakiem i trzymał mglisty miecz nad moim sercem. Coś mamrotał nie wiem dokładnie  co . Byłam przerażona, z mojej twarzy odeszły kolory. Zacisnęłam zęby i zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam tylko ciche ‘’o nie’’ Jace zszedł ze mnie i trzymał się za głowę. Był teraz taki delikatny, ale ja ciągle widziałam ten jego wściekły wzrok. Bałam się, że zaraz znowu mi coś zrobi. Zaczęłam uciekać, ciągle cię potykałam i uderzałam o ściany, wszystko wirowało. Nie myślałam normalnie. W jednym momencie cieszyłam się, że go widzę, a w drugim byłam przerażona. Kiedy biegłam przez korytarz, drzwi otwierały się widziałam ludzi chorych. Ich twarze były takie wymęczone, ciała chude.
- Katch – nie on nie może mnie znaleźć. Nie wiem jak, ale zaczęłam biec szybciej co chwile o coś zahaczałam. Rany się nie goiły. Krwawiłam naprawdę mocno. W pewnym momencie kiedy przebiegałam obok drzwi, one się nie otworzyły. Przystanęłam na chwilę, ale znowu usłyszałam swoje imię, o wiele bliżej  niż wcześniej. Nie miałam ani siły, ani czasu na dalszą ucieczkę. Po prostu nacisnęłam klamkę i wpadłam do sali operacyjnej. Znowu zaczęłam kaszleć, cała się trzęsłam było mi zimno i miałam gorączkę. Widziałam chorych ludzi małe gnijące dziewczynki i Jace’a który chce mnie zabić. Kopniakiem zamknęłam drzwi i położyłam się na zimnej podłodze. Zwinęłam się w kłębek.
****
Nagle obudziłem się w tym szpitalu. Wiedziałem, że zaklęcie zadziałało. Zobaczyłem ją, ale w pewnym momencie zamiast niej widziałem swojego ojca. Chwila i przypływ negatywnych emocji sprawił, że chciałem ją zabić. Widziałem strach w jej oczach. Zacząłem za nią iść. Złe duchy ją dręczyły, chciały jej krwi. Wszedłem do jedynego pomieszczenia, które nie stało otworem. Znalazłem się w białej zniszczonej sali operacyjnej. Sprzęty chirurgiczne były porozrzucane po cały pomieszczeniu. Lóżko stało do góry nogami. Wszystko było zmasakrowane, a na samym smrodku sali leżałam ona. Wyglądała okropnie. Podbiegłem do niej i wziąłem na ręce. Cała się trzęsła. Miała gorączkę, jej piękne rude kosmyki były przyklejone do jej twarzy. Chciałem jak najszybciej ją z tond zabrać. Drzwi były zamknięte. Kopnąłem je z całej siły.
- Boję się – usłyszałem. Popatrzyłem na Katcherin i zobaczyłem, że jest w pełni przytomna. Patrzyła na mnie tymi swoimi oczami które nie przypominały żadnych innych. Usiadłem w kącie pokoju z nią na kolanach. Delikatnie zacząłem gładzić ją po włosach. Nie chciałem sprawiać jej bólu, ale duchy chciały świeżej krwi. Chciały jej krwi.

- Będzie bolało po raz ostatni – szepnąłem i zgrabnym ruchem odgarnąłem jej włosy na jedną stronę. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła krzyczeć. Przytuliłem ją mocniej do siebie i zacząłem głaskać po głowie. Dziewczyna powoli się uspokajała. Po jej szyi leciała mała stróżką krwi, ale rany nie było, duchy wyciągały krew z niej siłą. Szkarłatne plamy pojawiały się na podłodze i zaraz znikały. Przestała krzyczeć, ale bardzo ciężko oddychała. Jej gałki oczne poruszały się pod powiekami. Widziałem, że powstrzymuje się i robi wszystko aby nie wydobyć ani dźwięku. Jej serce przyśpieszało niebezpiecznie. Zacząłem kreślić na jej ręce małe koła. Po chwili chyba zasnęła nie mam pojęcia. Wiem tylko, że nad ranem krew przestała płynąc, a drzwi się otworzyły.