Demon
Wstałam o dziewiątej rano. Nie mogłam spać. Cisza…
To ona mnie obudziła, nie brzydki zapach, czy dźwięk tłuczonych talerzy, tylko
cisza… Czułam się z tym źle, więc wzięłam swoje czarne spodnie oraz białą bluzkę
z rysunkiem przedstawiającym Rzym i poszłam do łazienki. Dokładnie umyłam
siebie i włosy. Kąpiel pozwoliła mi się rozluźnić i nie myśleć o tym, jak
diametralnie zmieniło się moje życie. Ubrałam się i umyłam zęby. Kiedy wyszłam
z łazienki, do moich nozdrzy dotarł zapach jajek. Wchodząc do kuchni nie
znalazłam żadnego śladu po wczorajszych wydarzeniach. Blat był wytarty, krzesła
równo poustawiane, a na stole tak jak kiedyś stało śniadanie. Duża taca, na
niej talerz z jajecznicą, obok kubek z gorącą kawą i mała karteczka. Wzięłam ją
w rękę i zobaczyłam ładne pochylone pismo, takie same jak na pudełeczku od
kolczyków. Sięgnęłam po nie i okazało się że dalej mam je na uszach. Na
karteczce był napis Smacznego Aniołku. Nagle zauważyłam, że czytając to
na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Pewnie gdyby to powiedział, w
jego głosie byłoby słychać sarkastyczną nutę. Prychnęłam i odsunęłam te myśli. Weszłam na górę, do swojego pokoju i usiadłam
na łóżku. Nagle usłyszałam ciche brzęczenie. Rozejrzałam się po całym pokoju,
szukając telefonu. Mój wzrok padł na plecak leżący w kącie. Chyba mi się
wydawało, ale myślałam, że zostawiłam go w garderobie. Podeszłam do niego i
wyciągnęłam małego smartfona. Odebrałam i usłyszałam zdziwiony głos po drugiej
stronie.
-Gdzie ty
do cholery jesteś Katch? - nagle przypomniałam sobie o kinie i Sally miałyśmy
się dzisiaj spotkać.
- Morze
najpierw wypadało się przywitać – zbyłam pytanie. Mimo, że się starałam w moim
głosie było słychać nutę smutku.
-
Wszystko ok? Brzmisz jakoś dziwnie - Głos mojej przyjaciółki sprawił że
zapomniałam o swoich zmartwieniach, liczyło się tylko to, że przynajmniej jedna
z najważniejszych osób w moim życiu mnie nie zostawiła i dalej się o mnie
martwiła.
- Tata
wyjechał, nie wytłumaczę ci tego przez telefon…- nagle z telefonu wydobył się
okropny pisk zakończonej rozmowy, był tak nieprzyjemny że wyłączyłam telefon.
Nagle zdałam sobie sprawę, że ktoś znajduje się w moim pokoju uniosłam głowę i
zobaczyłam Jace we własnej osobie.
- Czy ty
mnie prześladujesz? – ostatnio widywałam go za często. Chłopak zbył moje
pytanie i zaraz zaczął mnie pouczać.
- Twoja
przyjaciółeczka nie może o niczym się dowiedzieć. Nie powinnaś się z nią
spotykać, nie wiadomo w co się z nią… Nie wiadomo kiedy zaczniesz używać mocy.
Może to się zdarzyć przez przypadek, wystarczy, że się zdenerwujesz.
- Mnie trudno
wyprowadzić z równowagi. – powiedziałam to tak przekonanym głosem, że chłopak
zaraz się uśmiechnął.
- Taaa… Zobaczyłem
na własne oczy, jaka jesteś spokojna roztrzaskując żarówkę. – zadrwił
- Ja to
zrobiłam? Tak po prostu.
- No a
kto inny, ufo?
- Robisz
to specjalnie?
- Ale co?
-To nie
jest śmieszne. – żarówka nad moją głową zaczęła migotać.
- To
wszystko na co cię stać?
Uspokoiłam
oddech, bo zdałam sobie sprawę, że Jace robi to specjalnie, on chce mnie
zdenerwować. Zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, już go nie było. Usłyszała dzwonek
do drzwi. Zeszłam na dół i je otworzyłam, to Sally złożyła mi niezapowiedzianą
wizytę.
- Hej
mogę wejść?
- Tak
jasne. - Zdziwiła mnie jej wizyta, ale nie mogłam się dłużej nad tym zastanawiać,
ponieważ kiedy przekroczyła próg jej
twarz wydłużyła się, jak u węża. Na skórze pojawiły się małe łuski, a ręce
przekształciły się w duże futrzane skrzydła. Krótko ścięte paznokcie zmieniły
się w pazury.
- Ktoś tu
umie czarować, nie dobrze. – powiedziała, a raczej wysyczała. Zareagowałam
odruchowo, zaczęłam uciekać. Wbiegłam do kuchni. Zaczęłam szukać w sobie magii.
Jeżeli takowa we mnie była. W mojej głowie pojawiło się jedno słowo fuoko.
Włoski, nigdy w życiu się go nie uczyłam. To słowo miało ogromną moc. Ogień,
cała kuchnia zajęła się ogniem. Dym nie przeszkadzał mi w oddychaniu, ale ‘’Sally’’
ewidentnie się dusiła. Klęczała na podłodze, próbując złapać oddech. Wiedziałam,
że nie mogę dłużej tak stać. Spróbowałam wybiec z kuchni. Kiedy myślałam, że mi
się udało, stwór złapał mnie za kostkę, mimowolnie krzyknęłam. Arma, znowu
włoski? W mojej ręce zmaterializował się mały sztylet. Kiedy rzuciłam na
niego okiem, wydawało mi się, że w ręce trzymam ciemną mgłę w kształcie ostrza.
Zamachnęłam się na rękę zaciśniętą na mojej kostce. Po dotknięciu ostrzem,
łuski zaczęły się zamieniać w delikatny,
srebrny pył. Z ust potwora wydobyło się długie Ssssss… Uścisk się rozluźnił, od
razu z tego skorzystałam. Rzuciłam się biegiem przez korytarz, powtarzając słowo
fuoko. Naokoło mnie pojawiały się małe iskierki, a potem duże języki
ognia. Kiedy byłam już na pierwszym piętrze, spaliłam schody i na klucz
zamknęłam drzwi do mojego pokoju. Możliwe, że uda mi się ją oszukać.
Rzuciłam
się w stronę garderoby mamy. Drzwi od pomieszczenia lekko uchyliłam. Skryłam
się za pianinem i zaczęłam powtarzać jedno słowo
- Jace,
Jace – dym powoli zaczynał wdzierać się do pokoju, wywołałam pożar. Nagle
poczułam zimną rękę na swoim ramieniu. Wzdrygnęłam się i otworzyłam oczy.
Postać mojego anioła wydała się wyraźniejsza, mimo dymu, którego pojawiało się
coraz więcej. Bezgłośnie wypowiedziałam słowo potwór. Chłopak musiał mnie
zrozumieć, ponieważ machną głową i ruszył w stronę drzwi. Jak głupia ruszyłam
za nim. Gdy tylko wyszłam z pokoju, poczułam uścisk w okolicach szyi. Popatrzyłam
na twarz mojej przyjaciółki, a więc to tak miałam zginąć uduszona przez
najlepszą przyjaciółkę. Już widziałam pierwsze strony gazet.
Po wypadku mamy dziewczyna zwariowała i zginęła w
płomieniach.
Takie
poetyckie. Czy to nie dziwne, że w obliczu śmierci myślę o takich rzeczach.
Przed
oczami zrobiło mi się ciemno. Nie słyszałam niczego, oprócz coraz wolniejszego
bicia mojego serca. Nagle uścisk zelżał, z ulgą wciągnęłam powietrze przesycone
dymem. To co zobaczyłam w tym momencie, było warte zapamiętania. Przede mną
stał prawdziwy anioł stróż. Piękna młoda twarz, umięśnione ciało, długi ciemno-mglisty
miecz i skrzydła. Były przepiękne, szare, zakończone ostrym pazurem i otoczone
przez lekką złotawą mgłę, która falowała naokoło nich. Popatrzyłam w stronę,
gdzie jeszcze niedawno leżał potwór. Zobaczyłam tylko jak koniec jego skrzydła
zmienia się w szary pył. Powoli spróbowałam się podnieść, ale nie czułam
swojego ciała, a na dodatek kręciło mi się w głowie. Już myślałam, że zaraz
poczuje twardą podłogę, ale zamiast tego objęły mnie męskie ramiona. Przytuliłam
się do mojego wybawiciela. Moja ręka powędrowała w stronę skrzydeł chciałam
poczuć miękkie pióra. Zamiast tego poczułam gorącą, gęstą… krew. Odskoczyłam
jak poparzona.
- Ty
krwawisz – zirytowało mnie to że nawet teraz słodko się uśmiechnął.
-
Dziewczyno przed chwilą mało co nie umarłaś, a ty przejmujesz się mną? To co
robimy? – powiedział to w taki sposób jakby chciał zabrać mnie do Paryża. O co
mu chodzi gdzie mamy iść, no tak.
- OK.
jadę z tobą.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBoski! Naprawdę mi się podobał! W końcu jakaś wartka akcja i kim był ten demon? I dlaczego włoski?
OdpowiedzUsuńOkej zero już pytań :D
Postarałaś się ^^
Życzę ogromu weny! ;D
Pisz dalej.