Jace
Po wypłakaniu się w poduszkę, napisałam do Sally, że
spotykamy się tam gdzie zwykle o 15
(zaczęły się wakacje). Wychodziło na to, że miałam półtorej godziny na
ubranie się i trzydzieści minut na
dojście
do Caffe Ekspresso- kafejki, do której razem z Sally chodziłyśmy od
podstawówki. Nałożyłam na siebie czarne spodnie, zwykły szary podkoszulek oraz
sweter od taty. Delikatnie pomalowałam rzęsy i usta. Nagle popatrzyłam na
fioletowe pudełeczko, gdzie znajdowały się kolczyki od nieznajomego. Po długim namyśle zdecydowałam, że je nałożę. Małe białe
perełki pasowały do moich niebieskich oczy
Z szafy wyjęłam stary biały plecaczek i wrzuciłam do niego
kalendarz, książkę, którą dostałam na urodziny, bezbarwną pomadkę, tusz do rzęs, telefon oraz portfel.
Zeszłam
na dół po drewnianych schodach, które tak znajomo skrzypiały, przeszłam przez korytarzyk mijając po prawej pokój
rodziców, do którego nikt już nie wchodził, potem po lewej łazienkę, po
przeciwnej stronie biuro taty, gdzie ostatnio spał i naprzeciwko kuchnię.
Weszłam do niej zabrałam z krzesła swoją skórzaną kurtkę, przy okazji
spojrzałam do zlewu leżał tam nie umyty kubek po kawie oraz talerz po śniadaniu,
co oznaczało, że tata już wyszedł. Wróciłam do łazienki. Podwinęłam rękaw swetra i uważnie
przyjrzałam się ranie. Była to długa blizna, która wyróżniała się na mojej
bladej skórze, ponieważ była w odcieniu lekkiego różu. Wydawać by się mogło że
mam ją od dłuższego czasu, ale mimo, że rana się zagoiła, czułam lekkie pieczenie
kiedy jej dotykałam. Dokładnie umyłam zęby i spróbowałam ułożyć swoje loki, co
było bardzo trudnym zadaniem. Przed wyjściem nałożyłam swoje, krótkie, czarne
martensy. Zamknęłam dom, kilka razy sprawdzając czy na pewno wszystko mam i z
uśmiechem na twarzy poszłam, aby zobaczyć się z przyjaciółką.
Godzinę
później siedziałam już z Sally przy naszym, najbardziej oddalonym od kasy
stoliku i piłyśmy czekoladowe shake. Sally była jasną blondynką, włosy sięgały
jej do ramion. Szare, intrygujące oczy, z zaciekawieniem, obserwowały ludzi
wchodzących do kafejki. Ubrana była w ciemno zieloną bluzkę z długim rękawem
oraz zwykłe jeansy, a na krześle był przewieszony jej biały płaszcz.
Kiedy tylko weszłam do restauracji Sally zaczęła
składać mi życzenia i wręczyła malutkie pudełeczko. Było w kolorze beżu, a na
górze miało szarą kokardkę. Otworzyłam wieko, w środku znajdował się
pierścionek w kształcie trójkąta. Na całej figurze znajdowały się wygrawerowane
róże. Podziękowałam przyjaciółce i mocno ją uścisnęłam. Włożyłam pierścionek do
plecaka. Rozmawiałyśmy o tym co dostałam i zwierzyłam się Sally z tego, jak tata
bardzo się stara. Przyjaciółka dobrze mnie rozumie, ponieważ od urodzenia nie
zna swojego taty. Matka nigdy nie powiedziała jej co tak naprawdę się stało.
Sally, jako jedyna, rozumiała, jak czułam się po wypadku. Wszyscy znajomi
szeptali, że wykorzystałam śmierć mamy, aby nie chodzić do szkoły.
Rozmawiałyśmy
jeszcze chwile. Umówiłyśmy się, że jutro pójdziemy do kina. Nagle naszą rozmowę
przerwał telefon. Przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie przepraszająco i
odebrała. Przez jakiś czas potakiwała i machała głową, a kiedy skończyła rozmowę
powiedziała:
- Pralka
znowu się zepsuła i mama nie wie jak sobie z tym poradzić.
Niedawno
obie wyprowadziły się z domu dziadków Sally i przeniosły do nowego na obrzeżach
miasta. Od tamtego czasu mama Sally nie może sobie poradzić z niektórymi obowiązkami.
- Ok, poczekaj,
odprowadzę Cię na przystanek.- Szybko się ubrałyśmy i wyszłyśmy z kafejki,
zostawiając na stole wyliczone pieniądze. Po chwili zostałam sama na przystanku
i powłócząc nogami poszłam w stronę domu.
****
Kiedy
wróciłam, była godzina 17:30. Dom był zamknięty co oznaczało, że tata nie
wrócił z pracy. Weszłam do kuchni, odwieszając moją kurtkę na krzesło i
zrobiłam sobie kawę. Wchodząc po schodach, spojrzałam w lewą stronę, gdzie
znajdowała się garderoba mamy. Tata zabronił mi tam wchodzić, ale to było
miejsce gdzie po raz ostatni widziałam mamę.
Wchodząc do kwadratowego pokoju poczułam
zapach jej wanilinowych perfum. Naprzeciwko drzwi stała duża szafa. W kącie
obok niej znajdował się stolik z krzesłem, gdzie zawsze siadałam, a przy niej
stał magnetofon z jakąś płytą, podeszłam i wcisnęłam ,,play’’. Do moich uszu
dotarły delikatne i ciche dźwięki pianina. Popatrzyłam w stronę toaletki która
stała po lewej stronie szafy. Było to miejsce, gdzie mama nie umiała utrzymać
porządku. Jej kolczyki były porozrzucane po całym blacie. Po drugiej stronie
szafy stały pudła z butami oraz stare pianino. Postawiłam kawę na stoliku i
podeszłam do instrumentu, wsłuchałam się w niskie dźwięki pianina. Zaczęłam
grać to samo, ale z lekko zmienioną artykulacją. Kiedy byłam mała chodziłam do
szkoły muzycznej, ale nie sprawiało mi to przyjemności. Dwa lata temu wróciłam
do grania i zdałam sobie sprawę, że niczego nie zapomniałam. Moja mama kochała
dźwięki pianina i zawsze lubiła mnie słuchać, dla niej grałam najpiękniej na
całym świecie.
Utwór się skończył i ja też przestałam grać.
Kiedy to zrobiłam usłyszałam oklaski, przerażona wstałam z krzesła, odwróciłam
i spróbowałam cofnąć się o krok, niestety za mną stało pianino i uniemożliwiało
mi ten ruch. Zobaczyłam osobę, którą już kiedyś widziałam. Był to chłopak z
jasnymi włosami i niesamowicie ciemnymi oczami. Zarysowane kości policzkowe
oraz długie rzęsy sprawiały, że wyglądał bardzo młodo. Usta miał wąskie.
Patrzył na mnie z wyższością tak jakbym była nikim. Stał w lekkim rozkroku,
trzymając ręce w kieszeniach przetartych spodni, miał na sobie skórzaną kurtkę
oraz zwykłą czarną koszulkę. Na nogach miał masywne, tego samego koloru buty. Do
głowy zaraz zaczęły nasuwać mi się pytania. Kim jest? Jak wszedł do domu, tym
bardziej że zamknęłam drzwi, czego ode mnie … ? Moje rozmyślania przerwała jego
delikatny głos.
- Katcherine
Immortal miło cię poznać - na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Kim
jesteś? - wyprostowałam się udając pewną siebie. Widocznie moje pytanie go
rozbawiło, ponieważ z jego gardła wydobył się zduszony śmiech
- Twój
anioł stróż - Jace oczywiście, myślałem, że szybciej łączysz fakty. To dziwne,
że to właśnie w tobie pokładane są nadzieje. - Instynktownie dotknęłam kolczyków, co wywołało
u niego prychnięcie - Widzę że ci się spodobały.
- Skąd
mnie znasz? - przy tych słowach mój głos się załamał. Tak szybko jak mrugnęłam,
chłopak stał już przymnie.
- Pozwól,
że Ci coś pokarzę - wyszeptał przykładając dłoń do mojego policzka. Wszystko
wróciło, cały sen, który teraz wydawał mi się taki nie dokładny, jakby widziany
przez mgłę. Poczułam uczucia towarzyszące temu zdarzeniu. Ból, zdziwienie,
strach, błogość, nicość… Wszystko zniknęło, tak szybko, jak się pojawiło. Znowu
byłam w garderobie mamy, a Jace stał patrząc na mnie. Przez chwile wydawało mi
się, że patrzy na mnie z troską, ale nie byłam pewna, bo zaraz wrócił ten zimny
wzrok czarnych oczu. Odsuną się ode mnie o kilka kroków. Podwinęłam rękaw
swetra i dotknęłam blizny.
- Powiem
Ci teraz wszystko co musisz wiedzieć – odpowiada normalnym głosem - Jesteś
wyjątkowa, należysz do gruby nazywanej nieśmiertelnymi… - Wiedziałam, że chce
mówić dalej, ale mimo to mu przerwałam
- Moje
nazwisko!
- Tak, ma
to jakiś związek, ale o to trzeba pytać się twojej mamy więc…
- Ona nie
żyje już nic mi nie powie - przerwałam mu, dlaczego mówi o mamie, tak jakby
nadal żyła. Chciałam się rozpłakać, ale wiedziałam, że tak się tylko upokorzę,
więc ukryłam łzy.
- Wiem,
wiem szkoda, że zginęła, ale to była tylko różnica paru dni, kiedy to się
wreszcie wydarzy - irytował mnie głos, jakim to mówił oraz to co mówił, ale nie
miałam odwagi mu tego wypomnieć, tym bardziej, że od kiedy zobaczyłam ten sen
czułam błogi spokój.
- Ten sen
wymyśliłem ja, myślałem, że go zapamiętasz, ale twój mózg najwyraźniej nie umie
rozróżnić rzeczy ważnych od niepotrzebnych. To co widziałaś i odczuwałaś w tym
śnie, było prawdziwe, dlatego masz tę bliznę na ręce. Potrzebowałem twojej krwi,
aby rzucić dwa zaklęcia. Jedno miało cię bronić, a drugie na chwile odłączyć
ode mnie. - mówiąc to podszedł do krzesła przy stoliku i usiadł na nim. Ja nie
miałam zamiaru robić tego co on, musiałam być gotowa na wszystko.
- Odłączyć?
- niedowierzałam
- Czuję
wszystkie twoje uczucia, tylko o wiele mocniej, nie wiesz jakie to może być
wkurzające - a więc to on udawał teraz poszkodowanego - Jedno zaklęcie się
udało, a drugie nie. Czego bardzo wyraźnie doświadczyłem dzisiaj. Twoja matka
dbała, aby nikt nie wiedział o twoim istnieniu, chciała abyś dożyła 18 lat, nawet
ja czasami się zastanawiałem czy żyjesz. Mimo, że czułem wszystkie twoje
uczucia wydawało mi się, że nie istniejesz. Ona była bardzo silnym
nieśmiertelnym, uważała, że ty będziesz jeszcze silniejsza. Tak szczerze to ja
w to nie wierze, ale kto mnie słucha. Nigdy nie zobaczyła twojej magii na
własne oczy, pomimo, że było to jej największym marzeniem, nie chciała
ryzykować że ktoś zobaczy jak jej używasz.
Mama
chciała zobaczyć moją magię, co to mogło znaczyć.
- W dzień
wypadku okazało się, że jesteś tak silna, że zaklęcie przestawało działać,
przez co mogli cię zauważyć i próbować zabić. Lili szybko podjęła decyzje i zginęła,
aby ratować ciebie. Nie pytaj, kto ją zabił, ani jak to zrobił, bo nic mi o tym
nie wiadomo. Wiem tylko tyle, że może istnieć tylko jeden nieśmiertelny, a oto
dba osoba mająca broń - już chciałam mu przerwać, ale zauważył to i powiedział -
daj mi skończyć. Nieśmiertelnym najczęściej udawało się dożyć do 12 urodzin
swojego dziecka. Gratulacje twoja matka pobiła rekord. Chcemy, abyś dowiedziała się co zabija
nieśmiertelnych i coś z tym zrobiła, w tym ma ci oczywiście pomóc moja skromna
osoba, a tak dokładniej to bez mojej pomocy będziesz martwa. To kiedy wyruszamy?
- Ale ja
się nigdzie nie wybieram! I na pewno nie z tobą! – odpowiedziałam.
- Na
razie - powiedział ciszej ale ja i tak go usłyszałam - No ale jak wolisz. Jakieś
pytania? - Nagle przypomniało mi się to co mówił wcześniej ,,To dziwne, że to
właśnie w tobie pokładane są nadzieje.’’ oraz to że powiedział chcemy.
- Kto
pokłada we mnie nadzieje, skoro jestem jedynym nieśmiertelnym na świecie?
- W
niebie huczało, kiedy się urodziłaś, a ja dostałem taki zaszczyt, że miałem się
tobą opiekować - słowo zaszczyt powiedział z takim sarkazmem, że mimo, iż z
natury jestem nieśmiała miałam ochotę go uderzyć - Aniołowie mieli nadzieję, że
kiedy dowiesz się kto zabija nieśmiertelnych, to pomożesz nam ze stwórcą. - Chciałam
dowiedzieć się na ten temat więcej, ale widząc jego znudzoną minę, kiedy o tym
mówił stwierdziłam, że zapytam się o to innym razem.
- Moja
matka dała ci te wszystkie instrukcje - zmieniłam temat.
-Lili
mówiła mi wszystko. Łączyła nas szczególna więź. -mówiąc to wzruszył tylko
ramionami.
- Czemu
mam ci ufać? - podniosłam lekko głos, spokój znikł, dlaczego wzruszył ramionami
czyżby ta ‘’szczególna więź’’ nic dla niego nie znaczyła? Już wcześniej się
zdenerwowałam ale dopiero teraz zwróciłam uwagę na to co mówił wcześniej ’’ma
to jakiś związek, ale o to trzeba pytać się twojej matki’’ oraz ‘’ Wiem, wiem
szkoda, że zginęła, ale to była tylko różnica paru dni, kiedy to się wreszcie
wydarzy’’. Jeżeli wszystko co mówił do tej pory jest prawdą to poświeciła się,
aby mnie ratować, uczyniła to co zrobiła by każda, prawdziwa matka.
- Czujesz
to kochaniutka? - wzbierał we mnie gniew, jak on śmie, tak po prostu wchodzić
do mojego mieszkania, gadać jakieś bzdury i mówić że moje życie zależy od
niego.
Nagle
żarówki w garderobie pękły. Malutkie drobinki rozsypały się na wszystkie
strony. Zakryłam twarz dłońmi, bo nie chciałam, aby pozostałość po żarówce
wpadła mi do oka. Poczułam jak ciepłe kawałki parzą moją skórę, nagle zakręciło
mi się w głowie, wydało mi się że w pomieszczeniu jest bardzo duszno, a potem
nie czułam już nic. Była po prostu ciemność.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Udało się
dziękuję wszystkim osobom, które czekały na ten rozdział. Zrozumiem jeżeli
niektórzy nie zrozumieją o co chodzi więc w komentarzach można zadawać pytania.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
W końcu dodałaś :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. Tekst trochę nie... wyjaśniony. Ale to nic. Dopiero poznajemy historię, a ja zaczynam lubić Jace ^^
Arogancja jest w cenie tych czasów :3
Nie zauważyłam literówek, ogólnie idzie ci coraz lepiej.
Pisz dalej i dużo weny :D
Wow znowu jesteś pierwszym komentującym. Dziękuję ci za to, gdy tylko przeczytałam twój komentarz zaraz wziełam się za następny rozdział, a co do Jace to też go lubię i cieszę się , że udało mi się dać mu charakter arogancki. Jeszcze raz DZIĘKUJE i do następnego postu (mam nadzieję).
Usuń