sobota, 8 marca 2014

Rozdział 2

Jace

     Po wypłakaniu się w poduszkę, napisałam do Sally, że spotykamy się tam gdzie zwykle o 15  (zaczęły się wakacje). Wychodziło na to, że miałam półtorej godziny na ubranie się  i trzydzieści minut na dojście 
do Caffe Ekspresso- kafejki, do której razem z Sally chodziłyśmy od podstawówki. Nałożyłam na siebie czarne spodnie, zwykły szary podkoszulek oraz sweter od taty. Delikatnie pomalowałam rzęsy i usta. Nagle popatrzyłam na fioletowe pudełeczko, gdzie znajdowały się kolczyki od nieznajomego. Po długim namyśle zdecydowałam, że je nałożę. Małe białe perełki pasowały do moich niebieskich oczy  Z szafy wyjęłam stary biały plecaczek i wrzuciłam do niego kalendarz, książkę, którą dostałam na urodziny, bezbarwną pomadkę,  tusz do rzęs, telefon oraz portfel.
      Zeszłam na dół po drewnianych schodach, które tak znajomo skrzypiały, przeszłam  przez korytarzyk mijając po prawej pokój rodziców, do którego nikt już nie wchodził, potem po lewej łazienkę, po przeciwnej stronie biuro taty, gdzie ostatnio spał i naprzeciwko kuchnię. Weszłam do niej zabrałam z krzesła swoją skórzaną kurtkę, przy okazji spojrzałam do zlewu leżał tam nie umyty kubek po kawie oraz talerz po śniadaniu, co oznaczało, że tata już wyszedł. Wróciłam  do łazienki. Podwinęłam rękaw swetra i uważnie przyjrzałam się ranie. Była to długa blizna, która wyróżniała się na mojej bladej skórze, ponieważ była w odcieniu lekkiego różu. Wydawać by się mogło że mam ją od dłuższego czasu, ale mimo, że rana się zagoiła, czułam lekkie pieczenie kiedy jej dotykałam. Dokładnie umyłam zęby i spróbowałam ułożyć swoje loki, co było bardzo trudnym zadaniem. Przed wyjściem nałożyłam swoje, krótkie, czarne martensy. Zamknęłam dom, kilka razy sprawdzając czy na pewno wszystko mam i z uśmiechem na twarzy poszłam, aby zobaczyć się z przyjaciółką.
Godzinę później siedziałam już z Sally przy naszym, najbardziej oddalonym od kasy stoliku i piłyśmy czekoladowe shake. Sally była jasną blondynką, włosy sięgały jej do ramion. Szare, intrygujące oczy, z zaciekawieniem, obserwowały ludzi wchodzących do kafejki. Ubrana była w ciemno zieloną bluzkę z długim rękawem oraz zwykłe jeansy, a na krześle był przewieszony jej biały płaszcz.
      Kiedy tylko weszłam do restauracji Sally zaczęła składać mi życzenia i wręczyła malutkie pudełeczko. Było w kolorze beżu, a na górze miało szarą kokardkę. Otworzyłam wieko, w środku znajdował się pierścionek w kształcie trójkąta. Na całej figurze znajdowały się wygrawerowane róże. Podziękowałam przyjaciółce i mocno ją uścisnęłam. Włożyłam pierścionek do plecaka. Rozmawiałyśmy o tym co dostałam i zwierzyłam się Sally z tego, jak tata bardzo się stara. Przyjaciółka dobrze mnie rozumie, ponieważ od urodzenia nie zna swojego taty. Matka nigdy nie powiedziała jej co tak naprawdę się stało. Sally, jako jedyna, rozumiała, jak czułam się po wypadku. Wszyscy znajomi szeptali, że wykorzystałam śmierć mamy, aby nie chodzić do szkoły.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwile. Umówiłyśmy się, że jutro pójdziemy do kina. Nagle naszą rozmowę przerwał telefon. Przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie przepraszająco i odebrała. Przez jakiś czas potakiwała i machała głową, a kiedy skończyła rozmowę powiedziała:
- Pralka znowu się zepsuła i mama nie wie jak sobie z tym poradzić.
Niedawno obie wyprowadziły się z domu dziadków Sally i przeniosły do nowego na obrzeżach miasta. Od tamtego czasu mama Sally nie może sobie poradzić z niektórymi obowiązkami.
- Ok, poczekaj, odprowadzę Cię na przystanek.- Szybko się ubrałyśmy i wyszłyśmy z kafejki, zostawiając na stole wyliczone pieniądze. Po chwili zostałam sama na przystanku i powłócząc nogami poszłam w stronę domu.

****

Kiedy wróciłam, była godzina 17:30. Dom był zamknięty co oznaczało, że tata nie wrócił z pracy. Weszłam do kuchni, odwieszając moją kurtkę na krzesło i zrobiłam sobie kawę. Wchodząc po schodach, spojrzałam w lewą stronę, gdzie znajdowała się garderoba mamy. Tata zabronił mi tam wchodzić, ale to było miejsce gdzie po raz ostatni widziałam mamę.
      Wchodząc do kwadratowego pokoju poczułam zapach jej wanilinowych perfum. Naprzeciwko drzwi stała duża szafa. W kącie obok niej znajdował się stolik z krzesłem, gdzie zawsze siadałam, a przy niej stał magnetofon z jakąś płytą, podeszłam i wcisnęłam ,,play’’. Do moich uszu dotarły delikatne i ciche dźwięki pianina. Popatrzyłam w stronę toaletki która stała po lewej stronie szafy. Było to miejsce, gdzie mama nie umiała utrzymać porządku. Jej kolczyki były porozrzucane po całym blacie. Po drugiej stronie szafy stały pudła z butami oraz stare pianino. Postawiłam kawę na stoliku i podeszłam do instrumentu, wsłuchałam się w niskie dźwięki pianina. Zaczęłam grać to samo, ale z lekko zmienioną artykulacją. Kiedy byłam mała chodziłam do szkoły muzycznej, ale nie sprawiało mi to przyjemności. Dwa lata temu wróciłam do grania i zdałam sobie sprawę, że niczego nie zapomniałam. Moja mama kochała dźwięki pianina i zawsze lubiła mnie słuchać, dla niej grałam najpiękniej na całym świecie.
      Utwór się skończył i ja też przestałam grać. Kiedy to zrobiłam usłyszałam oklaski, przerażona wstałam z krzesła, odwróciłam i spróbowałam cofnąć się o krok, niestety za mną stało pianino i uniemożliwiało mi ten ruch. Zobaczyłam osobę, którą już kiedyś widziałam. Był to chłopak z jasnymi włosami i niesamowicie ciemnymi oczami. Zarysowane kości policzkowe oraz długie rzęsy sprawiały, że wyglądał bardzo młodo. Usta miał wąskie. Patrzył na mnie z wyższością tak jakbym była nikim. Stał w lekkim rozkroku, trzymając ręce w kieszeniach przetartych spodni, miał na sobie skórzaną kurtkę oraz zwykłą czarną koszulkę. Na nogach miał masywne, tego samego koloru buty. Do głowy zaraz zaczęły nasuwać mi się pytania. Kim jest? Jak wszedł do domu, tym bardziej że zamknęłam drzwi, czego ode mnie … ? Moje rozmyślania przerwała jego delikatny głos.
- Katcherine Immortal miło cię poznać - na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Kim jesteś? - wyprostowałam się udając pewną siebie. Widocznie moje pytanie go rozbawiło, ponieważ z jego gardła wydobył się zduszony śmiech
- Twój anioł stróż - Jace oczywiście, myślałem, że szybciej łączysz fakty. To dziwne, że to właśnie w tobie pokładane są nadzieje. -  Instynktownie dotknęłam kolczyków, co wywołało u niego prychnięcie - Widzę że ci się spodobały.
- Skąd mnie znasz? - przy tych słowach mój głos się załamał. Tak szybko jak mrugnęłam, chłopak stał już przymnie.
- Pozwól, że Ci coś pokarzę - wyszeptał przykładając dłoń do mojego policzka. Wszystko wróciło, cały sen, który teraz wydawał mi się taki nie dokładny, jakby widziany przez mgłę. Poczułam uczucia towarzyszące temu zdarzeniu. Ból, zdziwienie, strach, błogość, nicość… Wszystko zniknęło, tak szybko, jak się pojawiło. Znowu byłam w garderobie mamy, a Jace stał patrząc na mnie. Przez chwile wydawało mi się, że patrzy na mnie z troską, ale nie byłam pewna, bo zaraz wrócił ten zimny wzrok czarnych oczu. Odsuną się ode mnie o kilka kroków. Podwinęłam rękaw swetra i dotknęłam blizny.
- Powiem Ci teraz wszystko co musisz wiedzieć – odpowiada normalnym głosem - Jesteś wyjątkowa, należysz do gruby nazywanej nieśmiertelnymi… - Wiedziałam, że chce mówić dalej, ale mimo to mu przerwałam
- Moje nazwisko!
- Tak, ma to jakiś związek, ale o to trzeba pytać się twojej mamy więc…
- Ona nie żyje już nic mi nie powie - przerwałam mu, dlaczego mówi o mamie, tak jakby nadal żyła. Chciałam się rozpłakać, ale wiedziałam, że tak się tylko upokorzę, więc ukryłam łzy.
- Wiem, wiem szkoda, że zginęła, ale to była tylko różnica paru dni, kiedy to się wreszcie wydarzy - irytował mnie głos, jakim to mówił oraz to co mówił, ale nie miałam odwagi mu tego wypomnieć, tym bardziej, że od kiedy zobaczyłam ten sen czułam błogi spokój.
- Ten sen wymyśliłem ja, myślałem, że go zapamiętasz, ale twój mózg najwyraźniej nie umie rozróżnić rzeczy ważnych od niepotrzebnych. To co widziałaś i odczuwałaś w tym śnie, było prawdziwe, dlatego masz tę bliznę na ręce. Potrzebowałem twojej krwi, aby rzucić dwa zaklęcia. Jedno miało cię bronić, a drugie na chwile odłączyć ode mnie. - mówiąc to podszedł do krzesła przy stoliku i usiadł na nim. Ja nie miałam zamiaru robić tego co on, musiałam być gotowa na wszystko.
- Odłączyć? - niedowierzałam
- Czuję wszystkie twoje uczucia, tylko o wiele mocniej, nie wiesz jakie to może być wkurzające - a więc to on udawał teraz poszkodowanego - Jedno zaklęcie się udało, a drugie nie. Czego bardzo wyraźnie doświadczyłem dzisiaj. Twoja matka dbała, aby nikt nie wiedział o twoim istnieniu, chciała abyś dożyła 18 lat, nawet ja czasami się zastanawiałem czy żyjesz. Mimo, że czułem wszystkie twoje uczucia wydawało mi się, że nie istniejesz. Ona była bardzo silnym nieśmiertelnym, uważała, że ty będziesz jeszcze silniejsza. Tak szczerze to ja w to nie wierze, ale kto mnie słucha. Nigdy nie zobaczyła twojej magii na własne oczy, pomimo, że było to jej największym marzeniem, nie chciała ryzykować że ktoś zobaczy jak jej używasz.
Mama chciała zobaczyć moją magię, co to mogło znaczyć.
- W dzień wypadku okazało się, że jesteś tak silna, że zaklęcie przestawało działać, przez co mogli cię zauważyć i próbować zabić. Lili szybko podjęła decyzje i zginęła, aby ratować ciebie. Nie pytaj, kto ją zabił, ani jak to zrobił, bo nic mi o tym nie wiadomo. Wiem tylko tyle, że może istnieć tylko jeden nieśmiertelny, a oto dba osoba mająca broń - już chciałam mu przerwać, ale zauważył to i powiedział - daj mi skończyć. Nieśmiertelnym najczęściej udawało się dożyć do 12 urodzin swojego dziecka. Gratulacje twoja matka pobiła rekord.  Chcemy, abyś dowiedziała się co zabija nieśmiertelnych i coś z tym zrobiła, w tym ma ci oczywiście pomóc moja skromna osoba, a tak dokładniej to bez mojej pomocy będziesz martwa. To kiedy wyruszamy?
- Ale ja się nigdzie nie wybieram! I na pewno nie z tobą! – odpowiedziałam.
- Na razie - powiedział ciszej ale ja i tak go usłyszałam - No ale jak wolisz. Jakieś pytania? - Nagle przypomniało mi się to co mówił wcześniej ,,To dziwne, że to właśnie w tobie pokładane są nadzieje.’’ oraz to że powiedział chcemy.
- Kto pokłada we mnie nadzieje, skoro jestem jedynym nieśmiertelnym na świecie?
- W niebie huczało, kiedy się urodziłaś, a ja dostałem taki zaszczyt, że miałem się tobą opiekować - słowo zaszczyt powiedział z takim sarkazmem, że mimo, iż z natury jestem nieśmiała miałam ochotę go uderzyć - Aniołowie mieli nadzieję, że kiedy dowiesz się kto zabija nieśmiertelnych, to pomożesz nam ze stwórcą. - Chciałam dowiedzieć się na ten temat więcej, ale widząc jego znudzoną minę, kiedy o tym mówił stwierdziłam, że zapytam się o to innym razem.
- Moja matka dała ci te wszystkie instrukcje - zmieniłam temat.
-Lili mówiła mi wszystko. Łączyła nas szczególna więź. -mówiąc to wzruszył tylko ramionami.
- Czemu mam ci ufać? - podniosłam lekko głos, spokój znikł, dlaczego wzruszył ramionami czyżby ta ‘’szczególna więź’’ nic dla niego nie znaczyła? Już wcześniej się zdenerwowałam ale dopiero teraz zwróciłam uwagę na to co mówił wcześniej ’’ma to jakiś związek, ale o to trzeba pytać się twojej matki’’ oraz ‘’ Wiem, wiem szkoda, że zginęła, ale to była tylko różnica paru dni, kiedy to się wreszcie wydarzy’’. Jeżeli wszystko co mówił do tej pory jest prawdą to poświeciła się, aby mnie ratować, uczyniła to co zrobiła by każda, prawdziwa matka.
- Czujesz to kochaniutka? - wzbierał we mnie gniew, jak on śmie, tak po prostu wchodzić do mojego mieszkania, gadać jakieś bzdury i mówić że moje życie zależy od niego.

      Nagle żarówki w garderobie pękły. Malutkie drobinki rozsypały się na wszystkie strony. Zakryłam twarz dłońmi, bo nie chciałam, aby pozostałość po żarówce wpadła mi do oka. Poczułam jak ciepłe kawałki parzą moją skórę, nagle zakręciło mi się w głowie, wydało mi się że w pomieszczeniu jest bardzo duszno, a potem nie czułam już nic. Była po prostu ciemność. 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Udało się dziękuję wszystkim osobom, które czekały na ten rozdział. Zrozumiem jeżeli niektórzy nie zrozumieją o co chodzi więc w komentarzach można zadawać pytania. Przepraszam za jakiekolwiek błędy.

2 komentarze:

  1. W końcu dodałaś :)
    Bardzo się cieszę. Tekst trochę nie... wyjaśniony. Ale to nic. Dopiero poznajemy historię, a ja zaczynam lubić Jace ^^
    Arogancja jest w cenie tych czasów :3
    Nie zauważyłam literówek, ogólnie idzie ci coraz lepiej.

    Pisz dalej i dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow znowu jesteś pierwszym komentującym. Dziękuję ci za to, gdy tylko przeczytałam twój komentarz zaraz wziełam się za następny rozdział, a co do Jace to też go lubię i cieszę się , że udało mi się dać mu charakter arogancki. Jeszcze raz DZIĘKUJE i do następnego postu (mam nadzieję).

      Usuń