niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 5

Przemiana
Zeszłam po schodach. Popatrzyłam na to co niedawno przypominało dom. Kuchnia została całkowicie spalona, korytarz też. Pokoje na dole były tylko lekko osmolone. Ogień ze schodów przeniósł się do mojego pokoju. Wyszłam z domu i usiadłam na schodku przed nim. Było to miejsce którego nigdy nie chciałam opuszczać, teraz ledwo co stał, a ja wyjeżdżałam. Zostawiałam wszystko za sobą. Nie byłam nawet pewna czy wrócę. Nienawidzę tego miejsca. Przyniosło tyle bólu. Rękawem bluzy wytarłam łzy. Jace siadł koło mnie. Nie tak blisko jak ostatnio, nie chce abym zobaczyła jego wspomnienia.
- Ona może żyć. - mówił o Sally.
- Nie mówisz tego z przekonaniem. - popatrzyłam na niego. Kiedy to zrobiłam on zaraz odwrócił wzrok.
- Najczęściej demony wchodzą w ciało człowieka. Wymazują jego wspomnienia. To jest bardzo bolesne dla organizmu, ale potem jest silniejszy i szybszy. Kiedy demon jest bardzo długo w ciele człowieka, osoba uwięziono w swoim ciele z demonem umiera.
- Nie pocieszasz
- Rzadziej demon rzuca czar na swoje ciało i przybiera postać człowieka. Po tym musi wymazać wspomnienia tego człowieka lub zabić go.
- Wierzysz w tą drugą wersję. - byłam ciekawa, co on o tym myśli. Tak jak się spodziewałam pokręcił głową. Wstał i położył mi coś przed nogami. Dopiero  teraz zauważyłam, że wcześniej kurczowo zaciskał ręce na moim plecaku. Zamknął drzwi na klucz. Poszedł w stronę czarnego samochodu. Ruszyłam za nim. Jak tylko wsiadłam do samochodu, od razu zasnęłam.
****
- Proszę tato pozwól mu zostać! ! ! - Melani stała przed człowiekiem, który od niedawna był moim ojcem. Prawie płakała, ale on nie zmieniał zdania co do mojego wyjazdu. Chciał mnie oddać. Nikt mnie nie chce. Wbiegłem szybko na strych. Od niedawna był to mój pokój. Udało mi się zrobić miejsce na stary materac, niestety bardziej nie dało ścisnąć się tych rupieci. Usiadłem na nim i zacząłem płakać. Od bardzo dawna nie płakałem. Nie miałem nad czym. Niechciałem wyjeżdżać, miałem dom. Troszczono się o mnie. Drzwi na strych otworzyły się. Moja siostra powoli weszła na górę
- On się ciebie nie pozbywa. Ten wyjazd ci pomoże. - usiadła koło mnie, podwinęła nogi pod suknie i przytuliła mnie, nie protestowałem. W jej ramionach czułem się bezpiecznie
- Wiem. - mruknąłem
- Tam wyzdrowiejesz, dowiemy się co to za choroba. Kiedy wszystko się ułoży wrócę po ciebie. Pojedź dla mnie. - Popatrzyła na mnie takim wzrokiem, że trudno było mi odmówić.
****
- Zostawcie mnie. Chce wracać. - z korytarza usłyszałem krzyki, chwile potem do pokoju wtoczono chłopaka o rok młodszego ode mnie. Walił w cementowe ściany i ciężkie drzwi bez klamki, ale to nic nie dawało. Wreszcie odpuścił. Widać było że jest chory. Miał więcej siły niż ja, ale i tak szybko się męczył. Siedział i ciągle powtarzał tylko jedne słowa ‘’wyjdę stąd’’
- Też próbowałem – na mój głos podniósł głowę. Im dłużej się mi przyglądał, tym szybciej na jego twarzy pojawiał się strach.
- Co ci się stało?
- Siedzę tu już 4 lata. Trafiłem tu gdy miałem 14 lat. Świeże powietrze tam gdzie mieszkałem sprawiło, że moja choroba rozwijała się wolniej. Kiedy tu trafiłem od razu wrzucono mnie tutaj. Raz na tydzień przychodzi lekarz daje jakieś leki i tak tu sobie siedzisz, aż do swojej śmierci.
-Nie wyglądasz na 18 lat twoja skóra, oczy, twarz to wszystko… wydajesz się starszy- schował twarz w dłoniach. Nie chciał mi się przyglądać.
- Dzisiaj umrę wiem to. Postaraj się stąd uciec. Zrób wszystko aby tu nie pozostać. - położyłem się na swoim łóżku i odpłynąłem. Szedłem po schodach. Naokoło pojawiały się momenty z mojego życia. Im dłużej szedłem, tym schody stawały się starsze i bardziej zniszczone. Złość ludzi sprawiała, że schody stawały się coraz dłuższe, a droga do nieba męcząca. Kiedy wszedłem byłem zdyszany i okropnie zmęczony Na końcu czekała na mnie Melani. Kiedy ją zobaczyłem, całe zamęczanie ulotniło się.
- Tak mi przykro. Nie mogłam ci pomóc, zabroniono mi wracać na ziemię. Chcę abyś spełnił moje życzenie – jej wzrok był skierowany w moją stronę ale nie mówiła do mnie wiedziałem to – pomóż mu. Wszystko znikło. Znalazłem się nad przepaścią. Rozrywający ból przeszedł przez całe moje ciało. Jeszcze raz i znowu.
****
Siedział tak już od jakiegoś czasu. Nieobecny to było idealne określenie, ale mimo to jechaliśmy normalnie.
- O czym myślisz – popatrzył na mnie i się uśmiechnął. Tak jak myślałam, nie odpowiedział na moje pytanie.
- Czemu demon zmienił się w srebrny pył? – zapytałam.
- Każdy z nas ma duszę, każda wygląda inaczej. Moja to złota mgła.
- Taka jak na twoich skrzydłach. – skojarzyłam fakty. – Jaka jest moja?
- Złoty pył, ludzka dusza to szarawa mgła. Na ziemi jest jej pełno, ale ludzie tego nie widzą - to oznaczało, że jestem podobna do demonów. Moja dusza jest podobna do ich.
- Powstałaś z połączenia demona z aniołem – powiedział. Czy on czyta w moich myślach. Przypomniałam sobie o jego skrzydłach, miękkich piórach oraz o krwi. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Jace zauważył to i pytająco uniósł brwi. Nie chciałam mu mówić, o co mi chodzi, więc odwróciłam wzrok. Za oknem widniały granatowe chmury, przez które próbowało przedrzeć się ciemnoniebieskie niebo. Gdzieniegdzie świeciły jasne gwiazdy. Były małe i znajdowały się daleko od siebie. Najpiękniejszy był duży księżyc w pełni. Miał odcień duszy demona. Popatrzyłam na gęsty las. Księżyc świecił tak jasno, że oświetlał wszystko dookoła.
- Gdzie jedziemy? – rzuciłam pytanie. Nie usłyszałam odpowiedzi, więc popatrzyłam na Jace. W nocy świecił lekkim blaskiem.
- Odpowiesz?
- Nie wiem gdzie jedziemy. - przez cały czas chłopak patrzył się przed siebie i jechał.

- Co?- nagle wydało mi się to bez sensu. - Zatrzymaj samochód – powiedziałam spokojnie. Jace popatrzył na mnie z pytaniem ‘’ Tutaj? Teraz? ‘’ - Zatrzymaj go – podniosłam lekko głos. Zjechaliśmy na pobocze. Bez zastanowienia wysiadłam z samochodu. Rozejrzałam się naokoło. Poczułam zapach drzew, kory i rosy. Nie wiem czemu, ale zaczęłam biec w stronę lasu. Z każdą chwilą biegłam coraz szybciej. Wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać. Nie zwracałam uwagi na to co mnie otacza. Wydawało się, że wszystko dookoła jest różnokolorową plamą, która co chwile, gdzieniegdzie zmieniała barwę. Czułam ból w sercu, a coraz częściej do moich oczu napływały łzy. Bieg nie sprawiał mi żadnych problemów, odnalazłam w sobie nieograniczoną siłę, która kazała mi przyśpieszać. Nagle zdałam sobie sprawę, że za długo już biegnę. Za długo uciekam od... Od czego ? Nie wiedziałam, nagle było mi już wszystko jedno, raptownie zatrzymałam się. Poczułam zimny wiatr, delikatnie poruszający moimi rudymi lokami. Różnokolorowa plama zaczęła przybierać rozmaite kształty. Nie chciałam wiedzieć co mnie otacza, więc zamknęłam oczy, do których napływało coraz więcej łez. Nagle na swojej twarzy poczułam rękę, która łagodnie starła łzę z mojego policzka. 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nowy bohater :)

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 4

Demon
 Wstałam o dziewiątej rano. Nie mogłam spać. Cisza… To ona mnie obudziła, nie brzydki zapach, czy dźwięk tłuczonych talerzy, tylko cisza… Czułam się z tym źle, więc wzięłam swoje czarne spodnie oraz białą bluzkę z rysunkiem przedstawiającym Rzym i poszłam do łazienki. Dokładnie umyłam siebie i włosy. Kąpiel pozwoliła mi się rozluźnić i nie myśleć o tym, jak diametralnie zmieniło się moje życie. Ubrałam się i umyłam zęby. Kiedy wyszłam z łazienki, do moich nozdrzy dotarł zapach jajek. Wchodząc do kuchni nie znalazłam żadnego śladu po wczorajszych wydarzeniach. Blat był wytarty, krzesła równo poustawiane, a na stole tak jak kiedyś stało śniadanie. Duża taca, na niej talerz z jajecznicą, obok kubek z gorącą kawą i mała karteczka. Wzięłam ją w rękę i zobaczyłam ładne pochylone pismo, takie same jak na pudełeczku od kolczyków. Sięgnęłam po nie i okazało się że dalej mam je na uszach. Na karteczce był napis Smacznego Aniołku. Nagle zauważyłam, że czytając to na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Pewnie gdyby to powiedział, w jego głosie byłoby słychać sarkastyczną nutę. Prychnęłam i odsunęłam te myśli.  Weszłam na górę, do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Nagle usłyszałam ciche brzęczenie. Rozejrzałam się po całym pokoju, szukając telefonu. Mój wzrok padł na plecak leżący w kącie. Chyba mi się wydawało, ale myślałam, że zostawiłam go w garderobie. Podeszłam do niego i wyciągnęłam małego smartfona. Odebrałam i usłyszałam zdziwiony głos po drugiej stronie.
-Gdzie ty do cholery jesteś Katch? - nagle przypomniałam sobie o kinie i Sally miałyśmy się dzisiaj spotkać.
- Morze najpierw wypadało się przywitać – zbyłam pytanie. Mimo, że się starałam w moim głosie było słychać nutę smutku.
- Wszystko ok? Brzmisz jakoś dziwnie - Głos mojej przyjaciółki sprawił że zapomniałam o swoich zmartwieniach, liczyło się tylko to, że przynajmniej jedna z najważniejszych osób w moim życiu mnie nie zostawiła i dalej się o mnie martwiła.
- Tata wyjechał, nie wytłumaczę ci tego przez telefon…- nagle z telefonu wydobył się okropny pisk zakończonej rozmowy, był tak nieprzyjemny że wyłączyłam telefon. Nagle zdałam sobie sprawę, że ktoś znajduje się w moim pokoju uniosłam głowę i zobaczyłam Jace we własnej osobie.
- Czy ty mnie prześladujesz? – ostatnio widywałam go za często. Chłopak zbył moje pytanie i zaraz zaczął mnie pouczać.
- Twoja przyjaciółeczka nie może o niczym się dowiedzieć. Nie powinnaś się z nią spotykać, nie wiadomo w co się z nią… Nie wiadomo kiedy zaczniesz używać mocy. Może to się zdarzyć przez przypadek, wystarczy, że się zdenerwujesz.
- Mnie trudno wyprowadzić z równowagi. – powiedziałam to tak przekonanym głosem, że chłopak zaraz się uśmiechnął.
- Taaa… Zobaczyłem na własne oczy, jaka jesteś spokojna roztrzaskując żarówkę. – zadrwił
- Ja to zrobiłam? Tak po prostu.
- No a kto inny, ufo?
- Robisz to specjalnie?
- Ale co?
-To nie jest śmieszne. – żarówka nad moją głową zaczęła migotać.
- To wszystko na co cię stać?
Uspokoiłam oddech, bo zdałam sobie sprawę, że Jace robi to specjalnie, on chce mnie zdenerwować. Zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, już go nie było. Usłyszała dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i je otworzyłam, to Sally złożyła mi niezapowiedzianą wizytę.
- Hej mogę wejść?
- Tak jasne. - Zdziwiła mnie jej wizyta, ale nie mogłam się dłużej nad tym zastanawiać, ponieważ kiedy  przekroczyła próg jej twarz wydłużyła się, jak u węża. Na skórze pojawiły się małe łuski, a ręce przekształciły się w duże futrzane skrzydła. Krótko ścięte paznokcie zmieniły się w pazury.
- Ktoś tu umie czarować, nie dobrze. – powiedziała, a raczej wysyczała. Zareagowałam odruchowo, zaczęłam uciekać. Wbiegłam do kuchni. Zaczęłam szukać w sobie magii. Jeżeli takowa we mnie była. W mojej głowie pojawiło się jedno słowo fuoko. Włoski, nigdy w życiu się go nie uczyłam. To słowo miało ogromną moc. Ogień, cała kuchnia zajęła się ogniem. Dym nie przeszkadzał mi w oddychaniu, ale ‘’Sally’’ ewidentnie się dusiła. Klęczała na podłodze, próbując złapać oddech. Wiedziałam, że nie mogę dłużej tak stać. Spróbowałam wybiec z kuchni. Kiedy myślałam, że mi się udało, stwór złapał mnie za kostkę, mimowolnie krzyknęłam. Arma, znowu włoski? W mojej ręce zmaterializował się mały sztylet. Kiedy rzuciłam na niego okiem, wydawało mi się, że w ręce trzymam ciemną mgłę w kształcie ostrza. Zamachnęłam się na rękę zaciśniętą na mojej kostce. Po dotknięciu ostrzem, łuski zaczęły się zamieniać  w delikatny, srebrny pył. Z ust potwora wydobyło się długie Ssssss… Uścisk się rozluźnił, od razu z tego skorzystałam. Rzuciłam się biegiem przez korytarz, powtarzając słowo fuoko. Naokoło mnie pojawiały się małe iskierki, a potem duże języki ognia. Kiedy byłam już na pierwszym piętrze, spaliłam schody i na klucz zamknęłam drzwi do mojego pokoju. Możliwe, że uda mi się ją oszukać.
Rzuciłam się w stronę garderoby mamy. Drzwi od pomieszczenia lekko uchyliłam. Skryłam się za pianinem i zaczęłam powtarzać jedno słowo
- Jace, Jace – dym powoli zaczynał wdzierać się do pokoju, wywołałam pożar. Nagle poczułam zimną rękę na swoim ramieniu. Wzdrygnęłam się i otworzyłam oczy. Postać mojego anioła wydała się wyraźniejsza, mimo dymu, którego pojawiało się coraz więcej. Bezgłośnie wypowiedziałam słowo potwór. Chłopak musiał mnie zrozumieć, ponieważ machną głową i ruszył w stronę drzwi. Jak głupia ruszyłam za nim. Gdy tylko wyszłam z pokoju, poczułam uścisk w okolicach szyi. Popatrzyłam na twarz mojej przyjaciółki, a więc to tak miałam zginąć uduszona przez najlepszą przyjaciółkę. Już widziałam pierwsze strony gazet.
Po wypadku mamy dziewczyna zwariowała i zginęła w płomieniach.

Takie poetyckie. Czy to nie dziwne, że w obliczu śmierci myślę o takich rzeczach.
Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Nie słyszałam niczego, oprócz coraz wolniejszego bicia mojego serca. Nagle uścisk zelżał, z ulgą wciągnęłam powietrze przesycone dymem. To co zobaczyłam w tym momencie, było warte zapamiętania. Przede mną stał prawdziwy anioł stróż. Piękna młoda twarz, umięśnione ciało, długi ciemno-mglisty miecz i skrzydła. Były przepiękne, szare, zakończone ostrym pazurem i otoczone przez lekką złotawą mgłę, która falowała naokoło nich. Popatrzyłam w stronę, gdzie jeszcze niedawno leżał potwór. Zobaczyłam tylko jak koniec jego skrzydła zmienia się w szary pył. Powoli spróbowałam się podnieść, ale nie czułam swojego ciała, a na dodatek kręciło mi się w głowie. Już myślałam, że zaraz poczuje twardą podłogę, ale zamiast tego objęły mnie męskie ramiona. Przytuliłam się do mojego wybawiciela. Moja ręka powędrowała w stronę skrzydeł chciałam poczuć miękkie pióra. Zamiast tego poczułam gorącą, gęstą… krew. Odskoczyłam jak poparzona.
- Ty krwawisz – zirytowało mnie to że nawet teraz słodko się uśmiechnął.
- Dziewczyno przed chwilą mało co nie umarłaś, a ty przejmujesz się mną? To co robimy? – powiedział to w taki sposób jakby chciał zabrać mnie do Paryża. O co mu chodzi gdzie mamy iść, no tak.

- OK. jadę z tobą.

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 3

Wspomnienia


Powoli otworzyłam oczy, głowa bolała niemiłosiernie. Światło w pokoju wydawało się takie jaskrawe. Przypomniałam sobie co się zdarzyło, z przerażenia otworzyłam oczy. Popatrzyłam na zegarek w telefonie i okazało się, że jest ten sam dzień. Była godzina wpół do dwudziestej trzeciej. Na rękach miałam delikatne różowe ślady po poparzeniu. Znajdowałam się w swoim pokoju, leżałam na łóżku i próbowałam zrozumieć co się wydarzyło. Wyobraźnia płata mi figle to wszystko to był po prostu sen, trochę dziwny, ale sen, a ręce pewnie poparzyłam przy parzeniu kawy. Zdjęłam sweter i włożyłam go do szafy, która stała w drugim kącie pokoju obok drzwi, spodnie zmieniłam na krótkie spodenki i powoli zeszłam na dół. Każdy następny krok sprawiał, że kręciło mi się w głowie. Kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam tatę ze smakiem jedzącego pizze. Był on już starszym mężczyzną z kasztanowymi włosami, ale gdzieniegdzie można już było zauważyć siwy włos. Jego oczy były brązowe. Miał na sobie swój strój do pracy. Koszule, czarne spodnie oraz brązową marynarkę.  Poszłam po talerz i siadłam naprzeciwko rodzica, biorąc jeden kawałek pizzy.
- Kochanie jak ci minął dzień? - zapytał tata. Podniosłam wzrok znad jedzenia i domyśliłam się po jego zachowaniu, że tata nie pyta od tak sobie. Ze zdenerwowania nawet na mnie nie spojrzał.
- Dobrze, spotkałam się z Sally. - musiałam zacząć ze szczegółami opowiadać jakieś głupoty, aby tata mi wszystko powiedział, gdybym odpowiedziała tylko dobrze, nigdy nie dowiedziała bym się o co mu chodzi. Zaczęłam opowiadać bardzo dokładnie co dziś robiłam.
- Dobrze rozumiem. Cieszę się że dzień minął ci naprawdę miło.
Tak bym nie określiła tego dnia, no ale niech mówi dalej.
- Mam Ci coś ważnego do powiedzenia. Cały ten dom przypomina mi o twojej matce i … nie mogę dłużej tu zostać, w czasie kiedy spałaś już się spakowałem i mam zamiar wyjechać dzisiaj o północy. Miałem nadzieje, że obudzisz się wcześniej i będę mógł wszystko Ci wytłumaczyć, ale spałaś i spałaś, więc napisałem do Ciebie tę kartkę i zostawiłem Ci ją na stole. - tata jak miał w zwyczaju szybko oddalił się w stronę biura, powoli dotarło do mnie co powiedział. On miał zamiar mnie zostawić, tak jak mama mnie zostawiła.
- Nie - szybko wstałam z krzesła mając nadzieję że zatrzymam tatę przed wejściem do biura. Było to jedyne miejsce, do którego nigdy nie weszłam. Niestety tata zamknął mi drzwi przed nosem. Krzyczałam w jego stronę, ale nikt mi nie odpowiadał. Zaczęłam uderzać w drzwi i wołać, aby mnie nie zostawiał, ale wiedziałam że to nie miało sensu. Po chwili odpuściłam i ze łzami w oczach zsunęłam się po ścianie, siadając na podłodze. Skuliłam się. Czemu wszyscy mnie opuszczają? Nie mogę go zatrzymać, on wyjedzie mimo moich łez.  Za bardzo tu tęskni za mamą, co sprawia mu ogromny ból. On po prostu nie może sobie poradzić ze stratą, chce uciec od zmartwień, problemów. To nas różni ja chcę się trzymać wspomnień, a on chce o nich zapomnieć. Nagle drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich tata, miał na sobie już swój stary płaszcz, a w ręce trzymał dużą czarną walizkę. Usiadł koło mnie i wziął mnie w ramiona, co spowodowało, że nie mogłam już powstrzymać łez. To było za trudne.
- Możesz pojechać ze mną. - wyszeptał.
Na co ja tylko pokręciłam głową. Nie mogłam zapomnieć o mamie, tak jakby nie istniała. Po prostu nie umiałam. Tata powoli wstał i zabrał swoją walizkę. Nie śledziłam go wzrokiem, usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi i chrzęst zamka podczas przekręcania klucza. W domu było tak cicho, jakby nie mieszkała w nim już żadna osoba. Nie było słychać nawet brzęczenia muchy, tylko cisza. Nagle poczułam, że ktoś siada obok mnie. Przekręciłam głowę, aby móc spojrzeć na tę osobę.
- Jace? - nie chciałam go teraz widzieć. Objął mnie ramieniem i pozwolił mi oprzeć się na jego ramieniu. Dziwne było to, że jeszcze niedawno próbowałam sobie wmówić, że on nie istnieje. Nie zwracał uwagi na moje łzy, skapujące mu na bluzkę. Po prostu gładził mnie po policzku.
Nagle wszystko zniknęło i znalazłam się w wozie. Wszystko było okropnie nie wyraźne. Widziałam tylko kontury rzeczy i postaci, a kolorów nie byłam w stanie odróżnić. Podjeżdżaliśmy pod wielki, burżuazyjny dom. Przede mną siedział mężczyzna. Na jego twarzy malowało się zadowolenie. Nagle się zatrzymaliśmy. Z domu wyszedł  mężczyzna, który próbował ukryć smutek pod maską obojętności. Mój towarzysz burknął coś i zrobił to co drugi. Nie odzywając się do siebie, podali sobie tylko ręce i skinęli głowami na przywitanie. ’’Zadowolony’’ mężczyzna  machnął ku mnie, a ten drugi w stronę domu. Skojarzyłam, że to machnięcie do mnie oznaczało, że mam wysiąść z wozu. Kiedy spróbowałam wyjść okazało się, że moje ręce są związane oraz że poruszanie sprawia mi ból. Mimo to chwile potem stałam już na trawie. Z domu wyszedł postawny młody chłopak najprawdopodobniej 12 latek, za nim wybiegła dziewczyna, była niesamowicie wyraźna. Na sobie miała jasno różową suknie do kostek, z krótką falbanką przy talii, a na głowie delikatny mały kapelusik w odcieniu jasnego nieba. Jej włosy były koloru ciemnego brązu, z lekko podkręconymi końcówkami co nadawało jej bardzo poważny wygląd. Oczy były ciemno brązowe. Duże usta wykrzywiła z bólu, a jej piękną twarzyczkę szpeciły łzy, które spływały po policzkach. Miała mniej więcej 17 lat. Krzyczała coś, ale nie mogłam usłyszeć co. Złapała za rękę chłopaka z domku i próbowała zaciągnąć go tam z powrotem. Mężczyzna który przed chwilą był zadowolony, teraz wydawał się wściekły, podbiegł (najprawdopodobniej) do rodzeństwa. Mocno uderzył dziewczynę tak że ona upadła i siłą pociągnął za sobą chłopaka. Pożegnał się z drugim mężczyzną i odszedł. Nie widziałam kiedy odjechał, ale w następnej chwili, już go nie było. Drugi mężczyzna (ojciec najprawdopodobniej) dopiero teraz podbiegł do swojej córki i spróbował pomóc jej wstać, ale ona tylko wyszarpnęła rękę z jego uścisku i zaczęła coś krzyczeć. Dopiero teraz popatrzyła w moją stronę. Zauważyła że ledwo co trzymam się na nogach więc podbiegła do mnie i pomogła mi iść.
Nagle znowu widziałam blaty w kuchni i zdałam sobie sprawę, że znajduję się w domu.
- Co to było? - zdołałam tylko wykrztusić. Mój anioł wpatrywał się we mnie ze zmartwieniem.
- Moja przeszłość pokazałem ci ją tak, jak wcześniej sen.
- Byłam tobą?
- Morze opowiem Ci wszystko od początku? - pytająco uniósł brwi, na co ja tylko potaknęłam głową. - Urodziłam się z chorobą, dokładnie nie pamiętam jaką, pewne było tylko to, że dożyje mniej więcej 15 lat. Mój ojciec po raz pierwszy miał taki przypadek, a ponieważ był bardzo szanowaną osobą, musiał się mnie pozbyć. Kiedy miałem, jakieś 12 lat wymienił mnie na syna tego mężczyzny. Ofiarował mu duże pieniądze, więc nie mógł się nie zgodzić. Tym bardziej, że chciał zapewnić szczęśliwe życie Melanii swojej jedynej córce. Zgodził się, a ja trafiłem do nowego domu.
Było mi go żal nie mogłam uwierzyć że rodzina zrobiła mu coś tak okropnego.
- A twoja matka nie protestowała?

- Ona nie miała tu nic do gadania. Po moich narodzinach, ojciec wyrwał mnie z jej objęć. Od urodzenia było widać, że jestem chory. Pisaliśmy do siebie listy, ale nigdy się nie widzieliśmy. Kazano mi siedzieć w swoim pokoju zamkniętym na trzy spusty.
- Czemu wszystko jest takie niewyraźne? - wydawało mi się to takie dziwne - I czemu nie widać jak twój ojciec odjeżdża?
- To wydarzyło się naprawdę dawno, a pamięć szwankuje. - uniósł lekko kąciki ust.
Jak on to robi, że mówiąc o tak smutnych wydarzeniach daje rade się uśmiechać?
- Melanii jest taka wyraźna, bo nie chcę jej zapomnieć. Była naprawdę wspaniałą osobą, a niektóre momenty po prostu wyrzuciłem z pamięci, ponieważ nie są warte zapamiętania.
Podsunęłam się bliżej niego i wtuliłam twarz w jego bluzkę. Pachniał letnim i jesiennym wiatrem, który niesie zapach skoszonej trawy i kwiatów. Chłopak nie sprzeciwiał się, przytulił mnie jeszcze mocniej.
- Co się stało z Melanii po twojej śmierci?
- Nie wiem, nigdy jej już nie widziałem.
Powoli zamknęłam powieki. Byłam tak wykończona, że chwile potem zasnęłam, a ostatnie co usłyszałam to tylko cichy szept

- Przepraszam, że ci to pokazałem, po prostu widząc i czując twoje cierpienie, pozwoliłem wrócić swojemu.

poniedziałek, 10 marca 2014

Informacja

Informacja

Na moim blogu pojawiła się zakładka ''bohaterowie''. Znajdują się tam zdjęcia wszystkich głównych bohaterów, którzy się na razie pojawili. Niestety nie mogłam znaleźć żadnej osoby, która nadawałaby się, aby przedstawić Jace. Nikt mi go nie przypominał. Kiedy w moim opowiadaniu będziemy poznawać nowych bohaterów, ich portrety na pewno będą pojawiać się w tej zakładce. Mam nadzieję, że pod tą zakładką też znajdą się komentarze. :)
Celest

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 2

Jace

     Po wypłakaniu się w poduszkę, napisałam do Sally, że spotykamy się tam gdzie zwykle o 15  (zaczęły się wakacje). Wychodziło na to, że miałam półtorej godziny na ubranie się  i trzydzieści minut na dojście 
do Caffe Ekspresso- kafejki, do której razem z Sally chodziłyśmy od podstawówki. Nałożyłam na siebie czarne spodnie, zwykły szary podkoszulek oraz sweter od taty. Delikatnie pomalowałam rzęsy i usta. Nagle popatrzyłam na fioletowe pudełeczko, gdzie znajdowały się kolczyki od nieznajomego. Po długim namyśle zdecydowałam, że je nałożę. Małe białe perełki pasowały do moich niebieskich oczy  Z szafy wyjęłam stary biały plecaczek i wrzuciłam do niego kalendarz, książkę, którą dostałam na urodziny, bezbarwną pomadkę,  tusz do rzęs, telefon oraz portfel.
      Zeszłam na dół po drewnianych schodach, które tak znajomo skrzypiały, przeszłam  przez korytarzyk mijając po prawej pokój rodziców, do którego nikt już nie wchodził, potem po lewej łazienkę, po przeciwnej stronie biuro taty, gdzie ostatnio spał i naprzeciwko kuchnię. Weszłam do niej zabrałam z krzesła swoją skórzaną kurtkę, przy okazji spojrzałam do zlewu leżał tam nie umyty kubek po kawie oraz talerz po śniadaniu, co oznaczało, że tata już wyszedł. Wróciłam  do łazienki. Podwinęłam rękaw swetra i uważnie przyjrzałam się ranie. Była to długa blizna, która wyróżniała się na mojej bladej skórze, ponieważ była w odcieniu lekkiego różu. Wydawać by się mogło że mam ją od dłuższego czasu, ale mimo, że rana się zagoiła, czułam lekkie pieczenie kiedy jej dotykałam. Dokładnie umyłam zęby i spróbowałam ułożyć swoje loki, co było bardzo trudnym zadaniem. Przed wyjściem nałożyłam swoje, krótkie, czarne martensy. Zamknęłam dom, kilka razy sprawdzając czy na pewno wszystko mam i z uśmiechem na twarzy poszłam, aby zobaczyć się z przyjaciółką.
Godzinę później siedziałam już z Sally przy naszym, najbardziej oddalonym od kasy stoliku i piłyśmy czekoladowe shake. Sally była jasną blondynką, włosy sięgały jej do ramion. Szare, intrygujące oczy, z zaciekawieniem, obserwowały ludzi wchodzących do kafejki. Ubrana była w ciemno zieloną bluzkę z długim rękawem oraz zwykłe jeansy, a na krześle był przewieszony jej biały płaszcz.
      Kiedy tylko weszłam do restauracji Sally zaczęła składać mi życzenia i wręczyła malutkie pudełeczko. Było w kolorze beżu, a na górze miało szarą kokardkę. Otworzyłam wieko, w środku znajdował się pierścionek w kształcie trójkąta. Na całej figurze znajdowały się wygrawerowane róże. Podziękowałam przyjaciółce i mocno ją uścisnęłam. Włożyłam pierścionek do plecaka. Rozmawiałyśmy o tym co dostałam i zwierzyłam się Sally z tego, jak tata bardzo się stara. Przyjaciółka dobrze mnie rozumie, ponieważ od urodzenia nie zna swojego taty. Matka nigdy nie powiedziała jej co tak naprawdę się stało. Sally, jako jedyna, rozumiała, jak czułam się po wypadku. Wszyscy znajomi szeptali, że wykorzystałam śmierć mamy, aby nie chodzić do szkoły.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwile. Umówiłyśmy się, że jutro pójdziemy do kina. Nagle naszą rozmowę przerwał telefon. Przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie przepraszająco i odebrała. Przez jakiś czas potakiwała i machała głową, a kiedy skończyła rozmowę powiedziała:
- Pralka znowu się zepsuła i mama nie wie jak sobie z tym poradzić.
Niedawno obie wyprowadziły się z domu dziadków Sally i przeniosły do nowego na obrzeżach miasta. Od tamtego czasu mama Sally nie może sobie poradzić z niektórymi obowiązkami.
- Ok, poczekaj, odprowadzę Cię na przystanek.- Szybko się ubrałyśmy i wyszłyśmy z kafejki, zostawiając na stole wyliczone pieniądze. Po chwili zostałam sama na przystanku i powłócząc nogami poszłam w stronę domu.

****

Kiedy wróciłam, była godzina 17:30. Dom był zamknięty co oznaczało, że tata nie wrócił z pracy. Weszłam do kuchni, odwieszając moją kurtkę na krzesło i zrobiłam sobie kawę. Wchodząc po schodach, spojrzałam w lewą stronę, gdzie znajdowała się garderoba mamy. Tata zabronił mi tam wchodzić, ale to było miejsce gdzie po raz ostatni widziałam mamę.
      Wchodząc do kwadratowego pokoju poczułam zapach jej wanilinowych perfum. Naprzeciwko drzwi stała duża szafa. W kącie obok niej znajdował się stolik z krzesłem, gdzie zawsze siadałam, a przy niej stał magnetofon z jakąś płytą, podeszłam i wcisnęłam ,,play’’. Do moich uszu dotarły delikatne i ciche dźwięki pianina. Popatrzyłam w stronę toaletki która stała po lewej stronie szafy. Było to miejsce, gdzie mama nie umiała utrzymać porządku. Jej kolczyki były porozrzucane po całym blacie. Po drugiej stronie szafy stały pudła z butami oraz stare pianino. Postawiłam kawę na stoliku i podeszłam do instrumentu, wsłuchałam się w niskie dźwięki pianina. Zaczęłam grać to samo, ale z lekko zmienioną artykulacją. Kiedy byłam mała chodziłam do szkoły muzycznej, ale nie sprawiało mi to przyjemności. Dwa lata temu wróciłam do grania i zdałam sobie sprawę, że niczego nie zapomniałam. Moja mama kochała dźwięki pianina i zawsze lubiła mnie słuchać, dla niej grałam najpiękniej na całym świecie.
      Utwór się skończył i ja też przestałam grać. Kiedy to zrobiłam usłyszałam oklaski, przerażona wstałam z krzesła, odwróciłam i spróbowałam cofnąć się o krok, niestety za mną stało pianino i uniemożliwiało mi ten ruch. Zobaczyłam osobę, którą już kiedyś widziałam. Był to chłopak z jasnymi włosami i niesamowicie ciemnymi oczami. Zarysowane kości policzkowe oraz długie rzęsy sprawiały, że wyglądał bardzo młodo. Usta miał wąskie. Patrzył na mnie z wyższością tak jakbym była nikim. Stał w lekkim rozkroku, trzymając ręce w kieszeniach przetartych spodni, miał na sobie skórzaną kurtkę oraz zwykłą czarną koszulkę. Na nogach miał masywne, tego samego koloru buty. Do głowy zaraz zaczęły nasuwać mi się pytania. Kim jest? Jak wszedł do domu, tym bardziej że zamknęłam drzwi, czego ode mnie … ? Moje rozmyślania przerwała jego delikatny głos.
- Katcherine Immortal miło cię poznać - na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Kim jesteś? - wyprostowałam się udając pewną siebie. Widocznie moje pytanie go rozbawiło, ponieważ z jego gardła wydobył się zduszony śmiech
- Twój anioł stróż - Jace oczywiście, myślałem, że szybciej łączysz fakty. To dziwne, że to właśnie w tobie pokładane są nadzieje. -  Instynktownie dotknęłam kolczyków, co wywołało u niego prychnięcie - Widzę że ci się spodobały.
- Skąd mnie znasz? - przy tych słowach mój głos się załamał. Tak szybko jak mrugnęłam, chłopak stał już przymnie.
- Pozwól, że Ci coś pokarzę - wyszeptał przykładając dłoń do mojego policzka. Wszystko wróciło, cały sen, który teraz wydawał mi się taki nie dokładny, jakby widziany przez mgłę. Poczułam uczucia towarzyszące temu zdarzeniu. Ból, zdziwienie, strach, błogość, nicość… Wszystko zniknęło, tak szybko, jak się pojawiło. Znowu byłam w garderobie mamy, a Jace stał patrząc na mnie. Przez chwile wydawało mi się, że patrzy na mnie z troską, ale nie byłam pewna, bo zaraz wrócił ten zimny wzrok czarnych oczu. Odsuną się ode mnie o kilka kroków. Podwinęłam rękaw swetra i dotknęłam blizny.
- Powiem Ci teraz wszystko co musisz wiedzieć – odpowiada normalnym głosem - Jesteś wyjątkowa, należysz do gruby nazywanej nieśmiertelnymi… - Wiedziałam, że chce mówić dalej, ale mimo to mu przerwałam
- Moje nazwisko!
- Tak, ma to jakiś związek, ale o to trzeba pytać się twojej mamy więc…
- Ona nie żyje już nic mi nie powie - przerwałam mu, dlaczego mówi o mamie, tak jakby nadal żyła. Chciałam się rozpłakać, ale wiedziałam, że tak się tylko upokorzę, więc ukryłam łzy.
- Wiem, wiem szkoda, że zginęła, ale to była tylko różnica paru dni, kiedy to się wreszcie wydarzy - irytował mnie głos, jakim to mówił oraz to co mówił, ale nie miałam odwagi mu tego wypomnieć, tym bardziej, że od kiedy zobaczyłam ten sen czułam błogi spokój.
- Ten sen wymyśliłem ja, myślałem, że go zapamiętasz, ale twój mózg najwyraźniej nie umie rozróżnić rzeczy ważnych od niepotrzebnych. To co widziałaś i odczuwałaś w tym śnie, było prawdziwe, dlatego masz tę bliznę na ręce. Potrzebowałem twojej krwi, aby rzucić dwa zaklęcia. Jedno miało cię bronić, a drugie na chwile odłączyć ode mnie. - mówiąc to podszedł do krzesła przy stoliku i usiadł na nim. Ja nie miałam zamiaru robić tego co on, musiałam być gotowa na wszystko.
- Odłączyć? - niedowierzałam
- Czuję wszystkie twoje uczucia, tylko o wiele mocniej, nie wiesz jakie to może być wkurzające - a więc to on udawał teraz poszkodowanego - Jedno zaklęcie się udało, a drugie nie. Czego bardzo wyraźnie doświadczyłem dzisiaj. Twoja matka dbała, aby nikt nie wiedział o twoim istnieniu, chciała abyś dożyła 18 lat, nawet ja czasami się zastanawiałem czy żyjesz. Mimo, że czułem wszystkie twoje uczucia wydawało mi się, że nie istniejesz. Ona była bardzo silnym nieśmiertelnym, uważała, że ty będziesz jeszcze silniejsza. Tak szczerze to ja w to nie wierze, ale kto mnie słucha. Nigdy nie zobaczyła twojej magii na własne oczy, pomimo, że było to jej największym marzeniem, nie chciała ryzykować że ktoś zobaczy jak jej używasz.
Mama chciała zobaczyć moją magię, co to mogło znaczyć.
- W dzień wypadku okazało się, że jesteś tak silna, że zaklęcie przestawało działać, przez co mogli cię zauważyć i próbować zabić. Lili szybko podjęła decyzje i zginęła, aby ratować ciebie. Nie pytaj, kto ją zabił, ani jak to zrobił, bo nic mi o tym nie wiadomo. Wiem tylko tyle, że może istnieć tylko jeden nieśmiertelny, a oto dba osoba mająca broń - już chciałam mu przerwać, ale zauważył to i powiedział - daj mi skończyć. Nieśmiertelnym najczęściej udawało się dożyć do 12 urodzin swojego dziecka. Gratulacje twoja matka pobiła rekord.  Chcemy, abyś dowiedziała się co zabija nieśmiertelnych i coś z tym zrobiła, w tym ma ci oczywiście pomóc moja skromna osoba, a tak dokładniej to bez mojej pomocy będziesz martwa. To kiedy wyruszamy?
- Ale ja się nigdzie nie wybieram! I na pewno nie z tobą! – odpowiedziałam.
- Na razie - powiedział ciszej ale ja i tak go usłyszałam - No ale jak wolisz. Jakieś pytania? - Nagle przypomniało mi się to co mówił wcześniej ,,To dziwne, że to właśnie w tobie pokładane są nadzieje.’’ oraz to że powiedział chcemy.
- Kto pokłada we mnie nadzieje, skoro jestem jedynym nieśmiertelnym na świecie?
- W niebie huczało, kiedy się urodziłaś, a ja dostałem taki zaszczyt, że miałem się tobą opiekować - słowo zaszczyt powiedział z takim sarkazmem, że mimo, iż z natury jestem nieśmiała miałam ochotę go uderzyć - Aniołowie mieli nadzieję, że kiedy dowiesz się kto zabija nieśmiertelnych, to pomożesz nam ze stwórcą. - Chciałam dowiedzieć się na ten temat więcej, ale widząc jego znudzoną minę, kiedy o tym mówił stwierdziłam, że zapytam się o to innym razem.
- Moja matka dała ci te wszystkie instrukcje - zmieniłam temat.
-Lili mówiła mi wszystko. Łączyła nas szczególna więź. -mówiąc to wzruszył tylko ramionami.
- Czemu mam ci ufać? - podniosłam lekko głos, spokój znikł, dlaczego wzruszył ramionami czyżby ta ‘’szczególna więź’’ nic dla niego nie znaczyła? Już wcześniej się zdenerwowałam ale dopiero teraz zwróciłam uwagę na to co mówił wcześniej ’’ma to jakiś związek, ale o to trzeba pytać się twojej matki’’ oraz ‘’ Wiem, wiem szkoda, że zginęła, ale to była tylko różnica paru dni, kiedy to się wreszcie wydarzy’’. Jeżeli wszystko co mówił do tej pory jest prawdą to poświeciła się, aby mnie ratować, uczyniła to co zrobiła by każda, prawdziwa matka.
- Czujesz to kochaniutka? - wzbierał we mnie gniew, jak on śmie, tak po prostu wchodzić do mojego mieszkania, gadać jakieś bzdury i mówić że moje życie zależy od niego.

      Nagle żarówki w garderobie pękły. Malutkie drobinki rozsypały się na wszystkie strony. Zakryłam twarz dłońmi, bo nie chciałam, aby pozostałość po żarówce wpadła mi do oka. Poczułam jak ciepłe kawałki parzą moją skórę, nagle zakręciło mi się w głowie, wydało mi się że w pomieszczeniu jest bardzo duszno, a potem nie czułam już nic. Była po prostu ciemność. 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Udało się dziękuję wszystkim osobom, które czekały na ten rozdział. Zrozumiem jeżeli niektórzy nie zrozumieją o co chodzi więc w komentarzach można zadawać pytania. Przepraszam za jakiekolwiek błędy.