sobota, 7 lutego 2015

rozdział 17

 Pianino

Obudziłam się gdzieś tak około 11. Jace'a nie było obok mnie, nie przejęłam się tym zbytnio, można było się spodziewać, że rano mnie zostawi. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo są zniszczone moje ubrania. Bluzka była prawie cała podarta. Oblałam się rumieńcem na myśl, że jace mógł wczoraj widzieć mój czarny stanik. Spodnie z długich stały się krótkie, co mnie trochę rozśmieszyło. Kiedy zaczęłam się śmieć, poczułam jak bardzo jestem poparzona. Poszłam do łazienki i przyjrzałam się sobie. Plecy miałam całe poparzone. Na dodatek znajdowały się na nich ślady po pazurach demona. Ręce krwawiły i miały małe blizny po wczorajszym spotkaniu z lustrem. Na ramionach były lekkie zadrapania które na pewno powstały w szpitalu i już prawie się zagoiły. Miałam też na nich kilka poparzeń. Nad biodrem, na talii miałam przecięcie, które też się goiło. Nogi wyglądały najlepiej, to trochę dziwne, ale spodnie je ochroniły. Piekielny ogień był dla mnie o wiele łagodniejszy od normalnego. Rozebrałam się i poszłam pod prysznic. Miałam ochotę na gorący prysznic, ale skóra nie była zadowolona, gdy zetknęła się gorącymi kroplami wody. Mogłam więc na razie zadowolić się letnią wodą. Wyszłam i owinęłam się ręcznikiem, który znajdował się w łazience. Szybko umyłam jeszcze włosy. Nasłuchiwałam przez chwile i kiedy upewniłam się, że Jace jeszcze nie wrócił wyszłam z łazienki i mało co nie wpadłam na krzesło na którym leżały: moje krótkie martensy. Ich widok sprawił, że od razu poprawił mi się humor, miałam je prawie od zawsze. Przypominały mi o dawnym życiu kiedy byłam pewna, że takie rzeczy jak potwory, anioły i inne nad naturalne istoty nie istnieją. Ciekawe dlaczego się nie spaliły? Teraz nie chciałam zawracać sobie tym głowy. Czarna bluzka, po kroju od razu zauważyłam, że męska. To sprawiło, że kąciki moich ust lekko się podniosły. Dobrze wiedziałam do kogo należy oraz spodnie takiego samego koloru. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to mój rozmiar. Bielizna oraz mała kosmetyczka. Wzięłam wszystko i z powrotem wróciłam do łazienki. Kiedy nakładałam bluzkę, poczułam tak dobrze mi znany zapach wiatru. Spodnie leżały dobrze, tylko nogawki były trochę za długie, na szczęście podwinięcie ich to przecież żaden problem. Najbardziej zdziwiło mnie to co znajdowało się w kosmetyczce. Szczotka do włosów i zębów, pasta, kredka do oczu i tusz do rzęs. Kiedy wyjmowałam ostatnie trzy rzeczy czułam się tak jakby osoba, która je tam wkładała wiedziała, że mimo wszystko będę chciała mieć je na sobie, a były to kolczyki od Jace'a, pierścionek od Sally i bransoletka, którą dostałam na 14 urodziny od mamy. Na dnie kosmetyczki zauważyłam małą karteczkę, na której pisało '' o jednym prezencie zapomniałaś''. Użyłam wszystkiego co znajdowało się w kosmetyczce. Nałożyłam na siebie biżuterie i wyszłam z łazienki nie spodziewałam się, że ostatni prezent zabierze mi dech z piersi i sprawi, że się uśmiechnę. Każdy by tak zareagował na biały sweter od taty, którego byłaś pewna, że nigdy już nie zobaczysz. Wyglądał jakby został przed chwila kupiony, ale wiedziałam, że to ten który został zniszczony. Nałożyłam go na siebie i rozejrzałam się za czymś co mogłabym zrobić, w kącie pokoju zauważyłam mój plecak. Wyjęłam z niego książkę i do wieczoru czytałam. Jace dalej nie wrócił, a ja skończyłam książkę, więc stwierdziłam, że rozejrzę się po hotelu. Zeszłam po pięknych kręconych schodach na parter. Była tam recepcja oraz drzwi z napisem ''SALA BANKIETOWA''. Ponieważ nie mogłam podjąć innej decyzji, otworzyłam drzwi, zapaliłam światło i weszłam do przestronnego pomieszczenia ze złotymi zdobieniami. Na końcu sali znajdowała się scena, a na niej stał piękny czarny fortepian. Wyglądał jak nowy. Podeszłam do niego i pewnie usiadałam na stołku. Podniosłam klapę i zauważyłam nienaruszone klawisze. Jeżeli ktoś na nim grał, musiało być to bardzo dawno. Zamknęłam oczy i zaczęłam grać pierwsze dźwięki. Było to moja ulubiona piosenka, znałam ją więc na pamięć. Kiedy skończyłam grać usłyszałam oklaski. Odwróciłam się i zaczęłam się śmiać. Wyglądał tak samo jak wtedy. Cały ubrany na czarno, z tymi rozczochranymi blond włosami i oczami świecącymi samouwielbieniem.
-Jak za pierwszym razem. Lubie słuchać jak grasz i nigdy nie mam odwagi ci przerwać.
-Nie gram jak prawdziwa pianistka- powiedziałam z przekonaniem. - Nigdy nie skończyłam szkoły muzycznej.
- Grasz lepiej niż ci pianiści, ponieważ grasz z uczuciami. - Podszedł do mnie, tym swoim pewnym krokiem. I usiadł obok – mogę spróbować zagrać z tobą? - już chciałam zaprzeczyć, ale on mnie wyprzedził – szybko się uczę - jego uśmiech sprawił, że jakiekolwiek wątpliwości zniknęły z mojej głowy. Wzięłam jego rękę w swoją. Ułożyłam jego palce na odpowiednich klawiszach, aby powstał akord durowy. Zaczęłam grać, to była prawda, uczył się bardzo szybko. Dobrze wiedział kiedy nacisnąć, jakby nie słyszał tego utworu tylko dwa razy. Ja też byłam wszystkiego bardziej pewna. Słuch nieśmiertelnej przydaje się w takich sprawach. Grając czułam się tak jakbym pokazywała Jece'owi kawałek siebie. Jedynymi osobami, które słyszały jak gram była moja mama i ?Sally. Było to coś mojego, zawsze grałam utwory, które coś dla mnie znaczyły i jakoś pasowały do mojego życia. Podczas grania co chwile dotykałam Jace'a. Wydawało mi się ,że ja też go poznaje. ''Jeszcze o wielu rzeczach ci nie powiedział.'' W mojej głowie zabrzmiał głos Celestin. Był taki wyraźny jakby dziewczyna mówiła mi to w twarz.
- Czemu przestałaś grać?
- Zdałam sobie sprawę, że kompletnie nic o tobie nie wiem. Ty znasz prawie całe moje życie. I ciągle się czegoś dowiadujesz, wiesz co mnie rani, a co cieszy. Wiesz, że nałożę ten pierścionek mimo, że Sally nie żyje i sprawia mi to ból. Dlaczego ja ciebie prawie nie znam. Tylko kilka historii z twojego życia, że byłeś chory i twoje imię. - nie wiem dlaczego tak wybuchnęłam. Po prostu nagle zdenerwował mnie ten fakt. Wyszłam z sali i poszłam do naszego pokoju. Wiedziałam, że idzie za mną. Kiedy przekroczyłam pokój do moich nozdrzy dotarł zapach ryżu z warzywami.
- Lubię chińszczyznę, a mój ulubiony kolor to czarny. Chce ukryć się przed dawnym sobą tym z chorobą, ponieważ teraz jestem silniejszy od każdego i podoba mi się to. Nie chciałbym być człowiekiem, ani nieśmiertelnym bo nie lubię ciągłej presji i obowiązków. Irytuje mnie kiedy ktoś nie zgadza się z moim zdaniem i mnie przedrzeźnia. Dlatego małe dzieci mnie irytują. Nie wierzę w moc małżeństwa, bo w dzisiejszych czasach nie ma ono żadnego znaczenia.- Czułam, że przesuwa się w moją stronę. Po chwili objął mnie w talii. – Trudno mi opisać samego siebie, ale jestem pewny, że ty i ja dopełniamy się, ponieważ ko....- nagle cały zesztywniał. Czułam jak zaczyna szybciej oddychać- kurwa mać.


Tym ładnym przekleństwem kończę ten rozdział. Pisało mi się go bardzo prosto ponieważ miałam,cały ułożony w swojej głowie i chyba też dlatego że chciałabym tak zagrać ze swoim chłopakiem. Całusy.

- x Celest

1 komentarz:

  1. Czekam na kolejny wracaj jak najszybciej. Życzę Ci weny. Piszesz naprawdę świetnie.

    OdpowiedzUsuń