niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 4

Demon
 Wstałam o dziewiątej rano. Nie mogłam spać. Cisza… To ona mnie obudziła, nie brzydki zapach, czy dźwięk tłuczonych talerzy, tylko cisza… Czułam się z tym źle, więc wzięłam swoje czarne spodnie oraz białą bluzkę z rysunkiem przedstawiającym Rzym i poszłam do łazienki. Dokładnie umyłam siebie i włosy. Kąpiel pozwoliła mi się rozluźnić i nie myśleć o tym, jak diametralnie zmieniło się moje życie. Ubrałam się i umyłam zęby. Kiedy wyszłam z łazienki, do moich nozdrzy dotarł zapach jajek. Wchodząc do kuchni nie znalazłam żadnego śladu po wczorajszych wydarzeniach. Blat był wytarty, krzesła równo poustawiane, a na stole tak jak kiedyś stało śniadanie. Duża taca, na niej talerz z jajecznicą, obok kubek z gorącą kawą i mała karteczka. Wzięłam ją w rękę i zobaczyłam ładne pochylone pismo, takie same jak na pudełeczku od kolczyków. Sięgnęłam po nie i okazało się że dalej mam je na uszach. Na karteczce był napis Smacznego Aniołku. Nagle zauważyłam, że czytając to na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Pewnie gdyby to powiedział, w jego głosie byłoby słychać sarkastyczną nutę. Prychnęłam i odsunęłam te myśli.  Weszłam na górę, do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Nagle usłyszałam ciche brzęczenie. Rozejrzałam się po całym pokoju, szukając telefonu. Mój wzrok padł na plecak leżący w kącie. Chyba mi się wydawało, ale myślałam, że zostawiłam go w garderobie. Podeszłam do niego i wyciągnęłam małego smartfona. Odebrałam i usłyszałam zdziwiony głos po drugiej stronie.
-Gdzie ty do cholery jesteś Katch? - nagle przypomniałam sobie o kinie i Sally miałyśmy się dzisiaj spotkać.
- Morze najpierw wypadało się przywitać – zbyłam pytanie. Mimo, że się starałam w moim głosie było słychać nutę smutku.
- Wszystko ok? Brzmisz jakoś dziwnie - Głos mojej przyjaciółki sprawił że zapomniałam o swoich zmartwieniach, liczyło się tylko to, że przynajmniej jedna z najważniejszych osób w moim życiu mnie nie zostawiła i dalej się o mnie martwiła.
- Tata wyjechał, nie wytłumaczę ci tego przez telefon…- nagle z telefonu wydobył się okropny pisk zakończonej rozmowy, był tak nieprzyjemny że wyłączyłam telefon. Nagle zdałam sobie sprawę, że ktoś znajduje się w moim pokoju uniosłam głowę i zobaczyłam Jace we własnej osobie.
- Czy ty mnie prześladujesz? – ostatnio widywałam go za często. Chłopak zbył moje pytanie i zaraz zaczął mnie pouczać.
- Twoja przyjaciółeczka nie może o niczym się dowiedzieć. Nie powinnaś się z nią spotykać, nie wiadomo w co się z nią… Nie wiadomo kiedy zaczniesz używać mocy. Może to się zdarzyć przez przypadek, wystarczy, że się zdenerwujesz.
- Mnie trudno wyprowadzić z równowagi. – powiedziałam to tak przekonanym głosem, że chłopak zaraz się uśmiechnął.
- Taaa… Zobaczyłem na własne oczy, jaka jesteś spokojna roztrzaskując żarówkę. – zadrwił
- Ja to zrobiłam? Tak po prostu.
- No a kto inny, ufo?
- Robisz to specjalnie?
- Ale co?
-To nie jest śmieszne. – żarówka nad moją głową zaczęła migotać.
- To wszystko na co cię stać?
Uspokoiłam oddech, bo zdałam sobie sprawę, że Jace robi to specjalnie, on chce mnie zdenerwować. Zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, już go nie było. Usłyszała dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół i je otworzyłam, to Sally złożyła mi niezapowiedzianą wizytę.
- Hej mogę wejść?
- Tak jasne. - Zdziwiła mnie jej wizyta, ale nie mogłam się dłużej nad tym zastanawiać, ponieważ kiedy  przekroczyła próg jej twarz wydłużyła się, jak u węża. Na skórze pojawiły się małe łuski, a ręce przekształciły się w duże futrzane skrzydła. Krótko ścięte paznokcie zmieniły się w pazury.
- Ktoś tu umie czarować, nie dobrze. – powiedziała, a raczej wysyczała. Zareagowałam odruchowo, zaczęłam uciekać. Wbiegłam do kuchni. Zaczęłam szukać w sobie magii. Jeżeli takowa we mnie była. W mojej głowie pojawiło się jedno słowo fuoko. Włoski, nigdy w życiu się go nie uczyłam. To słowo miało ogromną moc. Ogień, cała kuchnia zajęła się ogniem. Dym nie przeszkadzał mi w oddychaniu, ale ‘’Sally’’ ewidentnie się dusiła. Klęczała na podłodze, próbując złapać oddech. Wiedziałam, że nie mogę dłużej tak stać. Spróbowałam wybiec z kuchni. Kiedy myślałam, że mi się udało, stwór złapał mnie za kostkę, mimowolnie krzyknęłam. Arma, znowu włoski? W mojej ręce zmaterializował się mały sztylet. Kiedy rzuciłam na niego okiem, wydawało mi się, że w ręce trzymam ciemną mgłę w kształcie ostrza. Zamachnęłam się na rękę zaciśniętą na mojej kostce. Po dotknięciu ostrzem, łuski zaczęły się zamieniać  w delikatny, srebrny pył. Z ust potwora wydobyło się długie Ssssss… Uścisk się rozluźnił, od razu z tego skorzystałam. Rzuciłam się biegiem przez korytarz, powtarzając słowo fuoko. Naokoło mnie pojawiały się małe iskierki, a potem duże języki ognia. Kiedy byłam już na pierwszym piętrze, spaliłam schody i na klucz zamknęłam drzwi do mojego pokoju. Możliwe, że uda mi się ją oszukać.
Rzuciłam się w stronę garderoby mamy. Drzwi od pomieszczenia lekko uchyliłam. Skryłam się za pianinem i zaczęłam powtarzać jedno słowo
- Jace, Jace – dym powoli zaczynał wdzierać się do pokoju, wywołałam pożar. Nagle poczułam zimną rękę na swoim ramieniu. Wzdrygnęłam się i otworzyłam oczy. Postać mojego anioła wydała się wyraźniejsza, mimo dymu, którego pojawiało się coraz więcej. Bezgłośnie wypowiedziałam słowo potwór. Chłopak musiał mnie zrozumieć, ponieważ machną głową i ruszył w stronę drzwi. Jak głupia ruszyłam za nim. Gdy tylko wyszłam z pokoju, poczułam uścisk w okolicach szyi. Popatrzyłam na twarz mojej przyjaciółki, a więc to tak miałam zginąć uduszona przez najlepszą przyjaciółkę. Już widziałam pierwsze strony gazet.
Po wypadku mamy dziewczyna zwariowała i zginęła w płomieniach.

Takie poetyckie. Czy to nie dziwne, że w obliczu śmierci myślę o takich rzeczach.
Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Nie słyszałam niczego, oprócz coraz wolniejszego bicia mojego serca. Nagle uścisk zelżał, z ulgą wciągnęłam powietrze przesycone dymem. To co zobaczyłam w tym momencie, było warte zapamiętania. Przede mną stał prawdziwy anioł stróż. Piękna młoda twarz, umięśnione ciało, długi ciemno-mglisty miecz i skrzydła. Były przepiękne, szare, zakończone ostrym pazurem i otoczone przez lekką złotawą mgłę, która falowała naokoło nich. Popatrzyłam w stronę, gdzie jeszcze niedawno leżał potwór. Zobaczyłam tylko jak koniec jego skrzydła zmienia się w szary pył. Powoli spróbowałam się podnieść, ale nie czułam swojego ciała, a na dodatek kręciło mi się w głowie. Już myślałam, że zaraz poczuje twardą podłogę, ale zamiast tego objęły mnie męskie ramiona. Przytuliłam się do mojego wybawiciela. Moja ręka powędrowała w stronę skrzydeł chciałam poczuć miękkie pióra. Zamiast tego poczułam gorącą, gęstą… krew. Odskoczyłam jak poparzona.
- Ty krwawisz – zirytowało mnie to że nawet teraz słodko się uśmiechnął.
- Dziewczyno przed chwilą mało co nie umarłaś, a ty przejmujesz się mną? To co robimy? – powiedział to w taki sposób jakby chciał zabrać mnie do Paryża. O co mu chodzi gdzie mamy iść, no tak.

- OK. jadę z tobą.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski! Naprawdę mi się podobał! W końcu jakaś wartka akcja i kim był ten demon? I dlaczego włoski?
    Okej zero już pytań :D
    Postarałaś się ^^

    Życzę ogromu weny! ;D
    Pisz dalej.

    OdpowiedzUsuń